ďťż

Bo serce glupie jest

BWmedia
Bo serce glupie jest
  Przymierzalam sie juz jakis czas zeby opisac tutaj swoja sytuacje, ale czekalam az emocje troche opadna i bede mogla bez ich znaczacego udzialu opisac sytuacje. Otóz bylam z chlopakiem prawie 2 lata- o ile mozna tak to nazwac. Poczatki byly cudowne, dlugie spacery, przytulanki, patrzenie w gwiazdy itp a poznalismy sie przypadkowo dzieki znajomym . Sadze ze wszystkim rzadzil przypadek.. zły humor, wspolne wagary z kolezankami u jednej z nich w domu.. Jakos tak wszystkim nam nie dopisywal w ten czas humor . Propozycja wieczornego kina- mialam ochote odreagowac wiec sie zgodzilam, bo w koncu w gronie ludzi szybciej zapomina sie o zlym nastroju. Po seansie, ktory okazal sie kiepski (rozmowy noca czy jakos tak) czekalismy na tramwaj i bylo straszliwie zimno. Musze dodac ze humor mi sie znaczaco poprawil mimo wszystko. Czekalismy na tramwaj, było zimno, kolega jednej z moich kolezanek wzial na doczepke swojego kolege, ten kolega z wygladu nawet mi sie spodobal, wiec czemu nie mogł posluzyc mi jako chwilowy piecyk aby sie ogrzac. Wychodzilam z zalozenia ze i tak pierwszy i ostatni raz go widze a ze nawet mi sie podoba to moze sie na cos przydac. No i w ten dzien zostal moim piecykiem, nie pamietalam nawet jego imienia, ale milo nam sie ze soba rozmawialo. Jak sie okazalo był młodszy ode mnie o rok, wiec od razu byl na skreslonej pozycji gdyz zawsze zarzekalam sie ze nie bede sie spotykac z mlodszym chłopakiem. Po kinie minal tydzien, w ten czas zdarzalo mi sie o nim pomyslec , nawet kolezanki zauwazyly ze moje zachowanie jest jakies inne.... Nawet przemknelo mi przez mysl zeby zalatwic sobie jego nr gg, ale zanim to zrobilam bo sie wahalam- on odezwal sie pierwszy na gg. No i tak od rozmowy doszlo do spotkania, potem kolejnego i kolejnego. Zaczelismy spedzac ze soba duzo czasu, czulam ze mu sie podobam ale ja nie bylam przekonana z dwoch powodow - byl mlodszy a i ja zylam jeszcze wczesniejsza miloscia. Przyznam szczerze ze troche sie nim bawilam na poczatku... Minal jakis czas, zaczelismy sie przytulac, calowac w koncu zostalismy para. Nie czulam wtedy nic do niego , chcialam sie raczej wyleczyc jego kosztem z poprzedniej nieszczesliwej milosci. I o ta milosc byly klotnie bo moje mysli jednak dalej uciekaly tam, a on wtedy nie umial zrozumiec dlaczego jestem z nim a wzdycham do innego. No coz... ja chcialam sie uleczyc i tak jeszcze wtedy nie dawalam szans ze dortwamy do wakacji... Minely wakacje, minely kolejne miesiace a my dalej bylismy razem. Powoli zaczynalo mi zalezec. I mowilam mu o tym, mowilam ze jestem nieszczesliwie zakochana i ze nie bedzie tak latwo wyrzucic z serca tamtego i rozmawialismy tez o tym w ktorym miejscu jestesmy na skali bliskosci do naszego serca. Pamietam jego radosc gdy powiedzialam ze jest juz za polowa, a i ja sama sie cieszylam bo chcialam... Zawsze marzylam o szczerym uczuciu i szczesciu... Minelo naprawde sporo czasu (bo niecaly rok) zanim pow mu ze go kocham, ale te slowa byly zupelnie przemyslane nie chcialam pod wplywem chwili mowic czegos co potem wyda mi sie nie prawda( on pow mi ze mnie kocha duzo wczesniej). No i moge stwierdzic ze od tej deklaracjiz mojej strony zaczelo sie miedzy nami psuc. Moj chłopak zaczal sie czepiac o stroj a mianowicie o dekoldy, o spodniczki, o to ze za duzo odslaniam albo ze cos odstaje ( nie uwazam zebym sie kiedykolwiek ubierala wyzywajaca) czepial sie rowniez o kolegow, ktorych badz co badz zawsze mialam sporo, nie wspomne juz o imprezach na ktore zwyczajnie przestalam chodzic bo kazda wspolna impreza konczyla sie klotnia a o tym zebym poszla z kolegami bez niego nie chcial nawet slyszec. Przestalam bo tlumaczylam sobie to w ten sposob ze czasem cos na rzecz czegos wazniejszego trzeba poswiecic . Zmienilam nawet styl ubierania na bardziej zakryty.Moj krag znajomych ograniczyl sie do minimum, w zasadzie to z kolezankami widzialam sie juz pozniej tylko w szkole bo jak mowil on nie chce sie z nimi spotykac bo ich nie lubi ( nie lubil wszystkich moich znajomych z czasem) Spedzal ze mna cale dnie gdy tylko konczylismy zajecia, a gdy czasem pow mu ze sie nie zobaczymy tak od razu bo umowilam sie z kol to robil mi wyrzuty ze wole spedzac czas z nimi niz z nim, a ja ulegalam odwolywalam spotkanie tylko dlatego zeby mu nie bylo przykro. Z czasem doszlo do tego ze gdy jakis koles sie do mnie usmiechnal lub nieco inaczej spojrzal moj chlopak robil mi wyrzuty i strzelal focha. Zawsze strzelal focha gdy cos bylo nie po jego mysli. Z czsem mialam juz tego dosyc, czulam sie jak w klatce, bylo mi zle. Zrywalam , ale wracalismy do siebie bo ja nie umialam tak bez niego, ciagle naiwnie wierzylam ze on sie zmieni w koncu mi to za kazdym razem obiecywal. Dogadywalismy sie tylko idealnie w lozku. Wtedy oboje czulismy sie idealnie... Niestety na krotka mete bo w zyciu codziennym juz tak kolorowo nie bylo:( I tak na zrywaniu i wracaniu minal niecaly rok do ostatniej klotni... Mielismy isc do kolegi na fim.. ja pracowalam do 22.30 mowilam zeby poszedl sam bo jestem zmeczona ale on chcial isc bardzo ze mna wiec sie zgodzilam. Przyszedl do mnie do pracy i poszlismy do mnie zebym sie przebrala i troche ogarnela bo w koncu bylam po 12stu godzinach pracy. Ciagle wolal ze mam sie pospieszyc , nawet idac droga ciegle pospiesz sie i pospiesz ale jego ton nie byl mily ani troskliwy byl wrecz wredny. Zwrocilam mu uwage, on nie spasowal tylko dalej byl wredy doszlo nawet do tego ze zaczal do mnie przeklinac. Tuz przed blokiem kolegi sie bardzo poirytowalam, to wszystko stawalo sie dla mnie nie do zniesienia. Wykrzyczalam mu ze mam tego dosc ze dziekuje za taki uklad jesli ma taki szacunek do mnie bo nie ma go wcale i ze ja wysiadam bo mam dosc. Odwrocilam sie i go zostawilam bo on zamist mnie przytulic starac sie jakos zalagodzic syt zaczal sie wydzierac i przeklinac. Oj serce mi wtedy pekalo ale uznalam ze to najsluszniejsze wyjscie i ze jak go tak zostawie to moze w koncu zrozumie, bo ja ciagle sie oszukiwalam naiwnie wierzylam ze sie zmieni. W zasadzie liczylam na to ze pojdzie za mna zwlaszcza ze najbezpieczniej nie bylo, bylo pozno a ja bylam bez telefonu bo pow mamie ze mi sie rozladowal ale on ma to jakby co ma dzwonic do niego , jednak on nie poszedl... Wtedy bylo mi juz wszystko jedno- poszlam na laweczke gdzie dawniej siadywalismy i plakalam jak dziecko bo ja go kochalam a tak bardzo nie potrafiismy sie dogadac szukalam zlotego srodka. Tymczasem jak sie potem dowiedzialam on tam sie spil, zabawil z inna panienka w sasiednim pokoju i jeszcze potrafil mi potem pow ze to dlatego ze byl tak bardzo zly na mnie i tak go ta syt bolala. To byl dla mnie cios nie wierzylam bo mu ufalam a ze ja nie zdradzalam to w zyciu nie pomyslalabym ze on moze zrobic cos takiego... Straszliwie przezywalam ta syt, nie potrafilam spac nie jadlam nawet nic przez kikla dni nie moglam nic przelknac.. I powiedzcie mi czemu mi go brakuje czemu czasem tesknie za nim i czuje sie zle? Czemu mam czasami takie mysli ze to moja wina ze probuje go usprawiedliwic, ale w glebi duszy czuje i bedac z nim czulam ze tak byc nie moze ze on chce brac ale nie dawac z siebie. Powiedzcie mi czemu to serce takie glupie jest?:(

a i zapomnialam dodac ze napisal mi smsa ze zrobil blad a teraz musi za niego zaplacic, ale najlepsze w tym wszystkim jest to ze zaczal sie z nia spotykac, chodzic na imprezy itd i co ja mam o tym wszystkim myslec? :(


Po pierwsze to naucz się pisać.

Widzisz jak to jest, sama twierdzisz , że Ty się nim bawiłaś, i nawet nie zauważyłaś kiedy to on, zaczął bawić się Tobą... Nawet ten SMS oznacza, że koleś Cię sciemniał, ale podobnie jak Ty jego wiec myślę, że on ma podobny żal do Ciebie co ty do niego ....

I jak już piszesz coś tak długiego to pisz jakoś hmm po polsku? Bo syt, pow, itd. Troche się lipnie czyta.
prymulka, Twój post jest nieczytelny, więc albo go przeedytuj albo streść w dwóch zdaniach istotę problemu
Gen to myślę ż już p wszystkim.
Nie m co płak nad rozla mlekiem.


Bo tak już jest, że ludzie w pewnym okresie zachowują się jak gównarzeria, choć nie którym to zostaje na całe życie.
Masz w życiu śmietnik taki sam jak w tym temacie. Chodzisz na skróty, działając pod wpływem impulsu - ta jak te Twoje urwane wyrazy. Ogarnij się laska i poukładaj sama z sobą. Na ludzkich uczuciach się nie gra, nie można miotać się w ciąż w lewo i prawo, zrywając i wracając do siebie. Czas się jasno określić i wyłowić z tego priorytety. Jeśli związek zaczyna się od negacji cech partnera, chęci spektakularnych zmian i wyznaczania uciążliwych granic - to nie ma on przyszłości.
[quote=GOSdog;426264]Po pierwsze to naucz się pisać.

przepraszam za jakosc ale tyle mysli chcialabym przelac w jednej chwili wiec troche niezdarnie mi to wychodzi...
Owszem na poczatku nie czulam do niego nic poza tym ze mi sie podobal fizycznie. Tłumaczylam to sobie tak, że nie moge odgradzac sie od wszystkich facetow tylko dlatego ze jako smarkula zakochalam sie i nie potrafilam przestac... Skoro mi sie podobal i dobrze nam sie rozmawialo to pomyslalam ze z czasem cos zrodzi sie głebszego z mojej str... Tyle ze kiedy mi zaczelo zalezec to on stal sie inny, zazdrosny, ciagle obawial sie ze go zdradze, nie chcial nigdzie wychodzic, na kazdego mojego kolege warczal i patrzyl spodełba , o wszystko sie czepial, strzelal fochy... Kiedy ubieralam spodniczki od razu byl zly, bluzka z delikatnym dekoldem mu przeszkadzala bo wg niego gdy sie nachylalam odstawala i swiecilam biustem. On pochodzil z dysfunkcyjnej rodziny , ojciec alkoholik- czesto robil awantury w domu, dochodzilo czasem do przemocy, dlatego myslalam ze musze mu pokazac ze mozna inaczej lepiej dlatego proponowalam kompromisy, tlumaczylam ze do zdrady musza byc dwie chetne osoby, ze trzeba miec do siebie zaufanie. Nie chcialam zeby jego swiat ograniczal sie tylko do mnie dlatego czesto mowilam mu spotkaj sie ze znajomymi , nie mialam nawet nic przeciwko zeby spotykal sie z kolezankami lub bylymi dziewczynami bo mu ufalam, a moze raczej ocenialam wg wlasnych norm.
Wiem ze moim bledem bylo to ze wracalismy do siebie po kazdym zerwaniu ale musicie mnie zrozumiec ja go kochalam a on za kazdym razem obiecywal ze sie zmieni, ze nie bedzie mnie chchial ograniczac, ze zaakceptuje moich kolegow, nie bedzie strzelal fochow o blahostki i ze przestanie sie czepiac tego jak sie ubieram. A ja naiwnie wierzylam w jego kazde slowo... Zwykle po 2 tygodniach sielanki, kiedy ja zaczynalam wierzyc ze moze byc tak zawsze i cieszylam sie tym tak bardzo- on znow stawal sie nie do zniesienia, traktowal mnie jak swoja wlasnosc, która nie ma prawa do wlasnego zdania i która musi postepowac tylko i wylacznie tak jak on tego chce. To bylo ogniwem do klotni bo ile razy ja mam ustepowac dostosowywac sie a on nie moze praktycznie nic dla mnie zrobic. I wiecie co mnie najbardziej boli ze on chyba probowal ocenic mnie swoja miara gdy mowil mi o zdradach bo w koncu to on poszedl w tango z inna panienka po naszej ostrej klotni, to on sie upil, to on na imprezie przelizal sie z inna, nie ja! I to mnie boli bo gdyby byl mniej zazdrosny i zaborczy moze udaloby sie nam isc przez zycie wspolnie, bo go pokochalam...
No i dobrze się stało, że się rozstaliście, jeśli rzeczywiście się zachowywał w ten sposób jak opisujesz. Skoro w życiu codziennym nie potrafiliście się dogadać na tak błahe tematy jak sposób ubierania i kto z kim się może spotkać. Do tego ta jego chorobliwa zazdrość. Jeśli byście zaczęli razem żyć mogło by to doprowadzić do katastrofy i związku na wzorzec jego rodziców.
balam sie ze to mogloby z czasem tak wygladac ale z drugiej strony chcialam mu pokazac ze mozna inaczej, lepiej... Nie jestem z natury konfliktowa, zawsze szukam kompromisu... Poza tym on duzo czasu spedzal u mnie, jadl z nami( ze mna i moimi rodzicami) obiady, pieklismy razem ciasta, szykowalismy podwieczorki... Wtedy mowil ze tak fajnie razem z rodzina usiasc do obiadu albo cos wspolnie zrobic (w jego domu tego brakowalo) Łudzilam sie ze jesli zobaczy ze mozna w inny sposob to sam zrozumie istote problemu i bedzie chcial inaczej pokierowac swoim zyciem... Bo on kiedy chcial potrafil:( Pamietam gdy moi rodz wyjechali na wakacje do Niemiec on spal u mnie, wieczor spedzilismy cudowny niestety rano obudzil nas moj pies ktory chcial isc na dwor. On zaproponowal ze z nim wyjdzie, ja w tym czasie przygotowalam mu sniadanie - chcialam zeby bylo romantycznie, po wspolnej nocy wspolne sniadanie. On wtedy na mnie naskoczyl i nakrzyczal ze przeciez on nie je sniadan i byl niemily dopiero gdy zobaczyl ze leca mi lzy to troche spasowal, a ja przeciez chcialam zeby bylo milo, nawet nie wiecie jak zrobilo mi sie wtedy przykro bo przeciez nawet jak nie był głodny to mogł to inaczej powiedziec przytulic podziekowac i pow ze niestety nie jest glodny a nie na mnie krzyczec, przeciez bym zrozumiala... Boli mnie ze dopuscilam go do swego serca... przepraszam musze sie wyzalic bo mi tak cholernie ciezko, chce z kims pogadac:(
I nawet po tych wszystkich przejściach ty masz jeszcze do niego sentyment, czy boli cię po prostu fakt że niewłaściwie ulokowałaś uczucia?
boli mnie to ze jestem taka kretynka ktora ma do niego sentyment po tym wszystkim co zrobil... po tym ze bezposrednio po naszej klotni mogl zabawic sie oralnie z inna a potem przelizac jeszcze jakas na imprezie... Boli mnie ze mowil ze mnie kocha.. czy osoba ktora kocha az tak rani? Boli mnie ze ciagle mowil mi o zdradzie ze niby ja?! A sam zrobil cos takiego... Boli ze tak mnie traktowal przez wiekszosc czasu a ja dalej gdy tylko dzialaby mu sie krzywda potrafilambym wywrocic moj wlansny swiat do gory nogami zeby mu tylko pomoc...
Czuje sie jak naiwne wykorzystane dzieko, ktore slepo trzyma sie czegos co ranilo... bo serce ma klapki ale rozum realnie ocenia cala sytuacje... podwojna porazka:(
Związek to nie jest instytucja charytatywna.
Nie jesteś od tego żeby wywrócić cały świat do góry nogami...
Wg mnie nie myśl teraz o tym co on Ci zrobił, jaki był zły itp. bo to już nie ma sensu.
Pomyśl o sobie... przeanalizuj sytuacje i zobacz jakie Ty robiłaś błędy w tym związku. Wyciągnij wnioski, ogarnij się i zacznij normalnie żyć.
Zakochałaś się... cóż... serce nie sługa jak to się mówi. Bywa tak, że się nie układa po naszej myśli ale życie toczy się dalej... boli bo boli... nie Ciebie jedną... takie jest po prostu życie, czasem są porażki a czasem są wielkie porażki.
Ja pierd*le, takie jest życie. Koleś jest kretynem, bo inaczej nie da się tego nazwać, ale ty również. Jesteś ślepa na otaczający się świat i nie grzeszysz intelektem, więc chłopak sobie po prostu poużywał.

Teraz radzę otrzeć łzy, nabrać hartu ducha i żyć dalej. A uda ci się to pod jednym warunkiem - koleś jest już skreślony i nie ma szans na kolejne żałosne powroty do siebie. Skasuj jego numery(czy to gg czy telefonu), nie odpisuj i zakończ raz na zawsze rozdział w życiu zatytułowany ''Mój były popier**leniec.''
czemu uwazasz ze nie grzesze intelektem? Nie slyszales ze uczucia zagluszaja rozum?! Owszem do cholery wiem ze mam te je*ane klapki na oczach od bardzo dawna ale nie umiem sobie z nimi poradzic. Nawet pod wplywem tak drastycznych bodzcow. Wiesz latwo sie komus pisze w ten sposob, gdy osoba nie jest zaangazowana emocjonalnie w cala sytuacje, bo i dla mnie kiedys syt kolezanki byla banalnie prosta, a wrecz idiotyczna, ale przekonalam sie na wlasnej skorze ze gdy w gre wchodza emocje nic nie jest do konca takie czarne lub biale . Owszem masz racje nie ma co sie rozwodzic nad sytuacja tylko sie pozbierac i zyc na nowo, ale do cholery moje emocje, wszystkie zale i to co przez caly ten czas czuje nie pozwalaja w tak lekki sposob wrocic do "normalnego" zycia. Ponoc rozmowa to tez jakas forma terapii..
I do cholery wbij sobie do główki ze mało inteligentna nie jestem, tylko sie w tym wszystkim bardzo pogubilam!:(
Cytat:
czemu uwazasz ze nie grzesze intelektem? Bo piszesz nieskładnie, nieestetycznie, robisz błędy i w dodatku sama sobie zaprzeczasz.

Cytat:
Nie slyszales ze uczucia zagluszaja rozum?! Słyszałem. Każdemu kto tak twierdzi, mówię, że jest idiotą.

Cytat:
Owszem do cholery wiem ze mam te je*ane klapki na oczach od bardzo dawna ale nie umiem sobie z nimi poradzic. Jak się chce to można wszystko.

Cytat:
I do cholery wbij sobie do główki ze mało inteligentna nie jestem, tylko sie w tym wszystkim bardzo pogubilam! ''Jak cię widzą, tak cię malują.''
Jedynym sposobem na toksyny w organizmie to - powiem wprost - wyrzygać to wszystkimi dostępnymi kolorami.

Leczeniem delikwenta zająć się powinna terapeutka. Albo ...masochistka.
Topek w którym miejscu sama sobie zaprzeczam? Poza tym owszem moze moj pierwszy post byl nieco chaotyczny, ale chce przypomniec ze pisalam go mimo wszystko pod wpływem emocji. Może nieco mniejszych, niż gdybym pisala od razu po zdarzeniu, jednak emocje sa i beda napewno jeszcze przez dlugi czas, w dodatku było już dosyc poźno...

Widzisz w tym sie roznimy ze ja bardzo emocjonalnie podchodze do takich spraw gdy sie zaangazuje, nie potrafie tak zwyczajnie sie otrzepac i pojsc dalej. Monotematyczna monogamistka, której nagle zawalil się cały świat i która wie ze tak lepiej, ale jej serce nie umie tego pojac...

Poza tym z pewnościa bolalo by duzo mniej gdybysmy rozstali sie w normalny sposob, bez zadnych rewelacji i takich drastycznych badzcow.

Jeszcze jedna kwestia. Zawsze mowilismy ze gdy juz sie rozstaniemy na dobre zostaniemy przyjaciolmi.
No wlasnie , nie jestem przekonana czy to dobry pomysl po zaistnialych okolicznosciach.
Meczy mnie gdy on przychodzi do mnie do pracy i mowi ze gdzies wychodzi (jakas impreza, koncert albo spotkanie z ta z ktora sie zabawil) Najgorsze jest to ze kazde jego takie wyjscie konczy sie jakas bojka lub tym ze sie schleje i tez mi o tym mowi. A mnie te wszystkie informacje bardzo wiele kosztuja. Przeciez zawsze chcialam mu pokazac ze mozna inaczej i ze takie zachowanie nie prowadzi do nikad. Tak samo jego problemy w szkole, ktora zwyczajnie olewa. I te jego podejscie "jak nie zdam to nie zdam co sie stanie?" Nie dociera do niego ze zmarnuje sobie kawal zycia (w przypadku gdyby nie zdal zostaje wywalony ze szkoly bo nie otwarto klas nizej) On ma takie lekkie podejscie do zycia:( A ja nie chce zeby skończyl tak jak jego ojciec:(
Musisz sobie uświadomić, ze on już nie jest częścią Twojego życia. Skoro chce powielać schemat z domu to jego sprawa, jest dorosły (jak przypuszczam), wie że można inaczej (pokazałaś mu to), ale decyzja należy do niego. Wiem, ze to trudne, ale spróbuj spojrzeć na niego z boku, tak jakbyś oceniała obcego człowieka.
Bo on dla mnie wygląda na dość toksycznego osobnika, który lubi czuć, że ma ciągle nad Tobą władzę. Zna Cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć co Cię zaboli i osobiście Cię informuje o "nowinkach", bo lubi widzieć jak się denerwujesz... Póki nie uświadomisz sobie, w jaki sposób gra na Twoich uczuciach, póki się od tego/od niego nie odetniesz, będzie Cię ranił.
Cytat:
Topek w którym miejscu sama sobie zaprzeczam? Z nim się nie mocuj na zdania, bo on pisze zazwyczaj, żeby komuś dopieprzyć..

Cytat:
Zawsze mowilismy ze gdy juz sie rozstaniemy na dobre zostaniemy przyjaciolmi.
No wlasnie , nie jestem przekonana czy to dobry pomysl po zaistnialych okolicznosciach.
Bo to bardzo zły pomysł. On zawsze będzie Ci pokazywał, że jesteś gorsza. Będzie zawsze chciał Ci dowalić i pokazać jak to On się świetnie nie bawi.

Cytat:
Meczy mnie gdy on przychodzi do mnie do pracy i mowi ze gdzies wychodzi (jakas impreza, koncert albo spotkanie z ta z ktora sie zabawil) .
I to jest najlepszy tego dowód.

Cytat:
Przeciez zawsze chcialam mu pokazac ze mozna inaczej i ze takie zachowanie nie prowadzi do nikad. Osoby z takiego środowiska są zazwyczaj odzwierciedleniem swoich rodziców, mimo iż tego nie chcą. Zastanawia mnie fakt dlaczego tak się dzieje, niestety odpowiedzieć nie umiem. On musi sam dojrzeć do tego, że powie sobie "Nie chcę taki być". Wydaje mi się, że wszystkie jego słowa są skierowane w Ciebie, bo on wie, że Ciebie to zaboli. Całe pieprzenie, że nie zda szkoły i że ma to w dupie jest tego najlepszym dowodem. Nie przejmuj się nim, wywal go ze swojego życia i ciesz się nim.
Cytat:
Z nim się nie mocuj na zdania, bo on pisze zazwyczaj, żeby komuś dopieprzyć.. Pewnie, bo nie mam nic innego do roboty.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © BWmedia