ďťż
BWmedia
Czy być z kobietą tylko dla dziecka?
Witam wszystkich. Może wielu z Was moje pytanie wyda się banalne, ale ciekawi mnie co sądzicie na temat związków utrzymywanych tylko ze względu na dziecko..? Pytam, gdyż wydaje mi się, że ten problem zaczął w pewnym stopniu dotyczyć mojej osoby i w związku z tym chętnie poznałbym opinie na ten temat zwłaszcza męskiej części publiczności, choć kobiece uwagi też chętnie przeczytam. Czy sądzicie, że warto ciągnąć taki związek do momentu aż dziecko dorośnie i będzie w stanie zrozumieć pewne rzeczy, czy może jednak lepiej po prostu zamknąć za sobą drzwi, ryzykując, że w niedalekiej przyszłości partnerka może utrudniać kontakt z dzieckiem? Moim zdaniem nie warto tego ciągnąć, szkoda twojego życia, nie warto męczyć się przez lata w niechcianym związku tylko dla dziecka. Ten czas możesz w dużo lepszy sposób wykorzystać (w jaki, to zależy od ciebie). Nie sądzę, by poświęcenie własnego szczęścia dla RZEKOMEGO dobra dziecka, było dobrym wyjściem. Ludziom się wydaje, że często toksyczna, destrukcyjna sytuacja między partnerami, jest dla dziecka niezauważalna - jak bardzo się mylą. O wiele więcej dobra i szczęścia mogą dać rodzice mieszkający oddzielnie z innymi partnerami tworząc szczęśliwą rodzinę, niż tacy, którzy tworzą ułudę pod jednym dachem. Cytat: może jednak lepiej po prostu zamknąć za sobą drzwi, ryzykując, że w niedalekiej przyszłości partnerka może utrudniać kontakt z dzieckiem? Jeśli masz powody aby przypuszczać że partnerka zrobi coś takiego to tym bardziej nie ma sensu ciągnąć związku z nią. Teoretycznie będziesz miał dziecko pod ręką, a ono będzie miało rodziców którzy za grosz sobie nie ufają. Cokolwiek byś nie zrobił, nie będziesz mógł brać normalnego udziału w wychowywaniu swojego dziecka. Smutne. To fatalny pomysł. Dzieciak od najmłodszych lat doskonale wyczuwa napięcie między rodzicami i byłby o wiele szczęśliwszy mając mamę i tatę dogadujących się jak kolega z koleżanką, choć mieszkających w dwóch miejscach, niż pod jednym dachem mających ochotę rzucić się sobie do gardeł. Dokładnie. Lepiej być kumplem/przyjacielem matki i przez luz w układzie dobrze wychować dziecko. Małżeństwo na siłę to zły pomysł. Moim zdaniem nie ma sensu bycie z kimś bez miłości lepiej się rozstać i żyć potem jak ludzie, a nie toczyć wojnę na co dzień. Nasuwa mi się pytanie dlaczego od razu matka ma utrudniać kontakt, przecież ojciec ma swoje prawa( tzn powinien mieć). I to on mógłby opiekować się dzieckiem. Ja rowniez bym odpuscila. Dziecko i tak wyczuje, ze miedzy rodzicami nie ma tego czegos. Nie warto marnowac sobie, dziecku i kobiecie zycia to głupota,marnować zycie tylo dla fikcyjnego szczęścia dziecka,po z czasem dziecko spojrzy na nas i zastanowi sie mówiąc,chyba lepie by byli osobno niz ciągle kłócili sie itp. Słuchaj Perfect_man tak, jak parę osób przede mną tak i ja uważam, że nie warto tego ciągnąć. Po pierwsze dziecko na prawdę wyczuje, że jest coś nie tak. Po drugie. Ja tez mam dziecko i urodziłam je w dość młodym wieku. Mieliśmy z partnerem dość dużo problemów z dogadaniem się. Jednak najbardziej boli to, jak patrzysz na swoje dziecko i widzisz, jak bardzo ono na tym ucierpiało :( Dość dużo kłóciłam się z partnerem i mały jest tak nerwowy, że aż smutno:( Fakt doszliśmy do porozumienia i teraz jest dobrze, ale czeka nas jeszcze długa droga, żeby uspokoić małego :( Prawda jest taka, że i bez związku można być wspaniałym rodzicem. Rozmawiałam z moim narzeczonym o rozstaniu i powiedział, że jak odejdę, to on będzie się starać. Powiedziałam mu, że dobrze, ale jeśli tylko raz zawiedzie, tak mu się odwdzięczę. Wiem, było wredne. Na wet bardzo, ale jeśli tak się stanie, że kiedyś się rozstaniemy, a on sprawi, że małemu chociaż łza spłynie z oka tak będzie tego żałować do końca życia ;) Bo nie ważne, jak jest między rodzicami dziecko się kocha całym sercem :) Jest też coś takiego jak genetyczny kod, który przekazuje się następnym pokoleniom, a o czym ludzie nie zdają sobie sprawy - czasem niesnaski w pokoleniu niżej, rzutują na rozwój dziecka z kolejnego pokolenia w tej samej linii - coś w rodzaju, jakby złość została wyssana z mlekiem matki, nie wiem czy mnie dobrze rozumiecie. Teraz wystarczy sobie wyobrazić, jak bardzo dziecko musi być podatne na złość, kiedy ma z nią bezpośredni kontakt. Dziecko doskonale wyczuwa podniesiony ton głosu i obserwuje otoczenie, wyrasta w mocno zachwianym modelu rodziny, w którym nie dostrzega czułości, więzi i bliskości - tylko ciągły dystans. Takie pozory zakoduje w głowie jako te pożądane, bowiem od małego nie będzie widział innych przykładów. Istnieje ryzyko, że skumulowane w sobie emocje, będzie rozładowywał przez autoagresję - może zrobić sobie krzywdę. Z drugiej strony, dziecko już powyżej 5 roku życia można doskonale uświadomić, dlaczego rodzice się rozstali i żyją samotnie lub z innymi partnerami. Jeśli np konkubent mamy, będzie ją przytulał i całował, a do tego będzie tak samo zachowywał się w stosunku do dziecka, to nie ma siły - dziecko będzie wychowywało się w prawidłowy sposób, otoczone miłością, czułością, ciepłem i co najważniejsze - będzie czuło się bezpiecznie. Ktoś poruszył istotną kwestię zachowania matki na płaszczyźnie utrudniania kontaktów z dzieckiem. Taka kobieta, która używa dziecka w grze o władzę i rację, jest idiotką i jest godna pożałowania. Nie ma nawet pojęcia jak bardzo w takim momencie krzywdzi szczególnie właśnie dziecko. Byłam świadkiem wielu sytuacji, gdzie dziecko stawało się kartą przetargową i elementem głównym w grze na emocjach. Co za rozpacz! Ciągłe podchody i szamotanie się, manipulacja dziecięcym umysłem za pomocą pomówień i oszczerstw, rodzice oczerniający się wzajemnie pakujący do głowy kilkulatkom swoje komentarze i opinie, teściowie i rodzice nakierowujący dziecko po swojemu, dzieci maltretowane przez przyrodnie rodzeństwo w ramach porachunków między stronami, gdzie w grę wchodzą już konkubenci. Ma-sa-kra! Tego nie wolno robić dzieciom, one na to nie zasługują. Niestety, nie jesteśmy niczyim sumieniem żeby rozstrzygać ważne życiowe kwestie. Tutaj każde rozwiązanie może być dobre i może być złe, a efekt pozostaje nieznany. Jedyna sensowna rada jakiej pozwala mi udzielić moje poczucie przyzwoitości to "rób jak uważasz". Perfect man, myślę, że to zależy od tego, w jakich relacjach potrafiłbyś być z matką swojego dziecka. Jak to nie warto dla dobra dziecka?!! Ludzie nie upieram się żeby trwać w związku bez miłości -to faktycznie glupota (i nie potrafie osobiście udzielić jednoznacznej odpowiedzi).. ALE sposób który tu serwujecie równie dobrze wypacza młodemu spojrzenie. Już nie ma tatusia jest tylko on i mamusia, czasami wpada jakis pan- przy odrobinie szczescia ten pan zostanie wójkiem. A tatuś będzie zabierał dzieciaka na wekendy i jak mu w życiu nie wyjdzie to bedzie wieszal psy na mamci - może przesadzam ale takich sytuacji jest od zaje***** wariantów. Nie można powiedzieć że to jest najlepsze wyjście. . . tak źle i tak niedobrze Ej, kolego. Widzi mi się że przeginasz z tym brakiem ojcostwa. Po pierwsze nikt tu nie mówi, że dziecko ma zostać z matką. Sporo jest przypadków, że kobieta malca nie chce i wtedy opiekuje się nim ojciec, to raz. Dwa - jeśli oboje biologiczni rodzice wychowują swoje malęstwo mimo nie bycia małżeństwem to to nie znaczy, że zaraz któreś będzie w gorszej sytuacji (izolacja, ograniczanie kontaktu itp.). Kwestia obopólnego dogadania się i ustalenia priorytetów i zasad na jakich ma cały mechanizm działać. Jeśli oboje mają na sercu dobro swojej pociechy i chcą ją dobrze wychować to tak to zrobią, ze będzie ona wiedziała kto jest mamą, kto tatą a kto wujkiem czy ciocią. Może i faktycznie tak będzie czego życzę. Ale mam do okoła siebie dokładnie 3 przykłady na poparcie mojej tezy, dlatego odnosze wrażenie, że sytuacja którą opisujesz jest zaobserwowana w serialach gdzie wszystko jest kolorowe a z ratunkiem przybywa Ojciec Mateusz. Pojawiają się nowi partnerzy pojawia się chęć rozpoczęcia wszytskiego na nowo; rozdarcie między nową rodziną a dzieckiem z poprzedniego małrzeństwa. A młody ma oczy widzi co się kręci i odczuwa, że jest kupowany przez tatusia albo mamusie nowym komputerkiem. Wracając do tematu jak juz napisalem niewiem co naprawdę odpowiedzieć autorowi. I jeszcze jedno: dobrze by było, gdybyś przybliżył problem- czy jesteście parą/małżeństwem z dzieckiem, związek się mocno psuje i Ty rozważasz odejście czy jest to obca kobieta, która zaszła z Tobą w ciążę? Ogólnie tkwić w toksycznym zwiazku to kompletny bezsens, ale kwestia dziecka faktycznie sporo 'utrudnia'. Po 1 - zależy w jakim wieku jest dziecko. Czy jest w stanie zrozumieć, co się między rodzicami dzieje. Po 2 - zależy od osobowości żony. Bo niestety jeśli jest wredna i będzie chciała się mścić etc. to może praktycznie całkowicie pozbawić możliwości widzenia dziecka. Prawo w Polsce funkcjonuje, jak funkcjonuje i niestety nie zawsze można liczyć na sprawiedliwość. Tragedia by było, gdyby dziecko dorastało z matka, która będzie mu wpajać nienawiść do ojca albo będzie starała się wymazać go z historii. (mój kuzyn znalazł się w takiej sytuacji, gdzie zdecydował się rozejść z żoną, a ona córce serwowała teksty typu: "widzisz, tata juz nas nie kocha i nas zostawil") Nie warto byc z kobietą wyłącznie dla dziecka z powodów, o ktorych wielu juz tu pisało, ale warto najpierw byc absolutnie pewnym, ze się z tą kobietą byc nie chce, zeby dziecku nie fundowac efektu jojo - jest tatus - nie ma tatusia, jest - nie ma i tak w kółko, wtedy dziecko ma juz zupelnie zaburzony światopogląd. Moi tak robili :] Witam ponownie. Dzięki wielkie za wszystkie opinie. Powiem szczerze, że spodziewałem się głosów tego typu. Sytuacja u mnie jest o tyle skomplikowana, że ja kocham swoją dziewczynę. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Problem leży bardziej po jej stronie, gdyż czuję że jej uczucie do mnie wygasło. A może nigdy go nie było..? Ale to już inny problem... Nie jesteśmy małżeństwem, a dziecko (niecałe 1,5 roku) też pojawiło się na świecie nie zaplanowane. Oczywiście teraz cieszymy się z niego oboje i dostarcza nam wielu radości. Zastanawiałem się tylko czy jest sens być w związku, w którym człowiek czuje się niekochany, byle tylko mieć regularny kontakt z dzieckiem, którego zawsze pragnąłem. Nie wyobrażam sobie, bym mógł normalnie funkcjonować, z myślą, że nie mogę przytulić córki, kiedy mam na to ochotę, bawić się z nią kiedy ona tego zapragnie, wieczorem wykąpać, czy poczytać książkę przed snem. W przeciwieństwie do mojej dziewczyny, ja marzyłem o dziecku odkąd pamiętam. I po prostu obawiam się, że odchodząc od niej w pewnym sensie stracę najcenniejszą osobę w moim życiu. Być może uprawiam czarnowidztwo, ale decydując się na rozstanie z nią, raczej są małe szanse na to, by zrzekła się opieki nad dzieckiem na moją rzecz. Niestety żyjemy w takim kraju, że ojcowie są w zasadzie bez żadnych praw. Poza tym w stresowych sytuacjach ludzie rzadko postępują racjonalnie, co jeszcze potęguje moje obawy. W sumie praktycznie nie wspominam nic na temat dobra dziecka, ale nie jest to przejaw egoizmu. Nie wiem tylko jak sobie poradzę z wypełnieniem obowiązków ojca, jeśli zdecyduję się odejść. Czy będę potrafił się odnaleźć w nowej sytuacji? Czy będę w stanie dać dziecku tyle samo co teraz, widząc je raz czy dwa w tygodniu? Wbrew pozorom myślę głownie o córce i wiem, że odchodząc w pewnym sensie ją też „okradnę”, bo nie będzie mogła już wyrazić codziennie tej radości, która maluje się na jej twarzy jak wracam z pracy. Dzięki jeszcze raz za opinie, dały mi dużo do myślenia. Czekam na jeszcze… Skoro Ty kochasz swoją dziewczynę, a masz podejrzenia, że ona przestała Ciebie, to chyba warto by było na dobry początek z nią o tym porozmawiać. Żeby pochopnie nie podjąć decyzji, której potem możesz żałować do końca życia. Hmm...teraz Twoja sytuacja jawi się nieco inaczej, bo wyglada na to, ze dziecko scen dantejskich nie widzi, choc brk miłosci miedzy rodzicami tez na pewno dobrze na nią nie wpływa, ale po Twoim poście widac, jak bardzo potrzebujesz z nią kontaktu na codzien Ty sam a nie tylko Twoj córka, w związku z tym nie wiem, czy odchodząc nie unieszczęsliwisz się duzo bardziej niz zostając z kobietą, która Cię nie kocha..a pewien jestes, ze nie kocha? No widzisz, pierwszy post sugerował zupełnie coś innego, zupełnie inny obraz sytuacji. Ja z Twojej ostatniej wypowiedzi nie rozumiem jednego- skąd wiesz, że dziewczyna Cię nie kocha i czy w ogóle mówiłeś jej o swoich odczuciach? Bo być może wyciągasz błędne wnioski i na szczęście- nie będziesz musiał poważnie rozważać rozstania. Dziecko nie jest powodem do bycia razem. Cytat: Dziecko nie jest powodem do bycia razem. Dokładnie. I tyle w tym temacie.:rockon: Cytat: Ja z Twojej ostatniej wypowiedzi nie rozumiem jednego- skąd wiesz, że dziewczyna Cię nie kocha i czy w ogóle mówiłeś jej o swoich odczuciach? Bo być może wyciągasz błędne wnioski i na szczęście- nie będziesz musiał poważnie rozważać rozstania. Nie jestem człowiekiem, który na siłę szuka sobie problemów. Oczywiście, że rozmawiałem z nią o swoich odczuciach i obawach. Najgorsze jest to, że nie potrafiła zaprzeczyć. Potwierdziła, że nie nie może dokładnie sprecyzować co co mnie czuje. Nie wie czy to miłość, przywiązanie, czy może tylko sympatia. W zasadzie dokładnie wiem na czym stoję i w jakim związku żyję. Pytanie co dalej..? Perfect man, być może nie doczytałam, ale jak długo jesteście razem? Jak długo ze sobą mieszkacie? Kryzysy i wątpliwości mogą się pojawiać, Twoja partnerka może upewnić się, że Cię kocha. Jeśli natomiast ta sytuacja jest dla Ciebie ciężka do zniesienia, może mógłbyś zaproponować jej, że się wyprowadzisz/ona z dzieckiem się wyprowadzi (nie wiem jaka jest Wasza sytuacja mieszkaniowa) na jakiś czas, zrobicie sobie separację, w tym czasie będziesz przychodził do dziecka, żeby z nim mieć kontakt, a Twoja partnerka będzie miała czas, żeby sobie wszystko przemyśleć i spojrzeć na Wasz związek nieco z dystansu, rozeznać się w swoich uczuciach i dać Ci jakąś konkretną odpowiedź, abyś nie musiał żyć w niepewności przez długi czas. Jak Wam się w ogóle układa? Może ostatnio w Waszym związku są głównie kłótnie, może ona usłyszala wiele przykrych słów, może zdarzyło się coś, co wpłynęło na to, że trudno jej odczuwać w stosunku do Ciebie ciepłe uczucia, ale można to naprawić, zawalczyć o związek? Bo na pewno warto, kochasz ją, ona Ciebie być może też, a jak nie, to jeszcze niedawno kochała, macie dziecko- w takiej sytuacji, uważam, że jest sens. Ciężko Ci, Maoam, nie przyznać racji. W sumie, nie głupio piszesz. Jesteśmy razem od ok. 6 lat, znamy się ponad 10, a mieszkamy razem od 3. Naturalnym jest, że kryzysy i wątpliwości występują w każdym związku, jednakże u nas/niej problem nie pojawił się wczoraj. Dajesz mi bardzo logiczne rozwiązanie mojego problemu. Prawdopodobnie, gdybym w tym nie żył, myślałbym i radził tak samo. Dać sobie czas, odseparować się od siebie, przemyśleć wszystko. Problem w tym, że to wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. Bo co w sytuacji, gdy ona po okresie rozłąki zdecyduje, że już nie chce, żebyśmy tworzyli parę? Odpowiedź jest prosta: tracę codzienny kontakt z dzieckiem. Żadna normalna matka, nie odda dobrowolnie opieki nad dzieckiem innej osobie. To by się kłóciło z kobiecą naturą. Pytasz jak nam się układa. Dobrze. W domu nie ma awantur, kłótni, cichych dni. Zresztą nigdy ich nie było. Są wspólne zabawy, wygłupy, śmiechy, żarty. Dziecko wiecznie uśmiechnięte, spokojne, nie płaczliwe. Na pozór idealna rodzina. I tak nas widzą wszyscy nasi znajomi. Ale mi brakuje najważniejszego... Uczucia. Każdy przecież chce być przez kogoś kochany. Nieprawdaż..? Perfect man, piszesz, że wiąże się to ze zbyt dużym ryzykiem, jednocześnie twierdzisz, że ta sytuacja jest nie do zniesienia, bo przecież męczy Cię bardzo to, że nie wiesz na czym stoisz, pragniesz, by Twoja partnerka Cię kochała, a bycie z nią, bez tej świadomości, jest dla Ciebie bolesne. Możesz więc podjąć to ryzyko albo tkwić w tym układzie nadal i męczyć się. Możesz również poukładać sobie to wszystko i zadecydować, że będziesz z nią i z dzieckiem, bez względu na jej uczucia do Ciebie, ale to mógłbyś zrobić raczej także patrząc na to trochę z dystansem, czyli odseparowując się od niej na jakiś czas. Rozumiem Cię, że nie wystarczy Ci dobra atmosfera i brak kłótni, jeśli nie czujesz się kochany, jednak zastanów się: czy na pewno to wygląda tak, jakby ona Ciebie nie kochała? A może jest znudzona tą sielanką, może od długiego czasu jest między Wami dosyć nijako i trzeba ożywić uczucia? Może to kryzys i wątpliwości, które mogły ją dopaść po sześciu latach związku. Różnie to bywa. I jeszcze jedno: w związku niekoniecznie chodzi o to, żeby nie było kłótni, ustabilizowana sytuacja emocjonalna, tylko i wyłącznie dość neutralne emocje, bez żadnych skrajnych, intensywnych, gasi namiętność, pozbawia kolorów. Czy na pewno o to chodzi, by było po prostu poprawnie? Zostawiam to pod rozwagę.
|
Tematy
|