ďťż
BWmedia
Trudna decyzja o wspólnym zamieszkaniu
mój chłopak spytał mnie parę miesięcy temu o wspólne mieszkanie,nic nie powiedziałam bo mnie to zaskoczyło.Potem powrócił do rozmowy i powiedziałam że musimy poszukać pracy etc a on spytał czy w ogóle chcę z nim po studiach być,jakie mam plany i że jak chcemy być razem to coś musimy postanowić bo takie życie na odległość jak zaczniemy pracować nie przejdzie,i powiedział,że wrócimy do rozmowy na ten temat jakoś konkretnie po wakacjach. Mielibyśmy ze sobą zamieszkać po studiach jakoś w marcu,kwietniu... trochę się ostatnio kłócilismy na wakacjach przez pierwsze dni ale potem było cudownie,chyba dlatego,że oboje jesteśmy ambitni i co innego spędzać ze sobą weekend a co innego 2tygodnie dzień w dzień ze sobą.Jak wyjeżdżał,popłakałam bo wiedziałam że będę tęsknić i powiedziałam mu,że nie nadaje sie na życie na odległośc bo strasznie mnie to męczy jak go długo nie widzę,i nie wiadomo kiedy zobaczę bo znowu studia itd, to mi powiedział że "wiem,ale już niedługo..." Ale o wspólnym mieszkaniu ani słowa... co to znaczy,nie chcę mu się narzucać ale nic nie mówi jak by miało wyglądać to nasze wspólne mieszkanie,na jakich zasadach, to normalne? Mówi o tym, że musi znaleźć dobrą pracę, mówi jaką ,że musi cv napisać itd ale o mieszkaniu nic. Czy w sumie nic nie mówi bo mielismy wrócić do tematu po wakacjach...sama nie wiem POROZMAWIAJ Z NIM. Rozmowa nie gryzie, nie powoduje tycia ani wypadania zębów, a rozwiązuje wiele problemów. Może on czeka aż Ty jakoś się ustosunkujesz do jego propozycji, aż powiesz, że tak, przemyślałaś, chcesz z nim mieszkać i masz taki i taki plan? Bo w sumie on zaczął temat a Ty mu nie odpowiedziałaś. Może założył, że skoro nic nie mówisz, to jeszcze nie przemyślałaś albo że przemyślałaś i jednak nie chcesz? No nie do końca bo podczas ostatniej rozmowy na ten temat powiedział,że wrócimy do tematu juz konkretnie po wakacjach. I niby okey bo wakacje trwają ale ostatnio dużo mówił o swoich planach zawodowych,szukaniu pracy ale nic o nas! nic o tym mieszkaniu.A ja się chyba boję że znajdzie pracę w jeszcze innym mieście i się wyprowadzi.Co prawda szuka 'zdalnej' pracy więc wszystko byłoby ok ale jakoś się boję że dostanie pracę ale nie zdalną i w całkiem innym mieście i będzie chciał tam jechać.A ja mam takie studia i pracę,że muszę być w tym mieście w którym planowaliśmy razem mieszkać. Wiem,że trochę to zamotane ale tak właśnie wygląda On często powtarza że martwię się na wyrost i niepotrzebnie, niby wszystko ok bo był u mnie,ja mam do niego jechać za jakiś czas i dobrze wie że nie potrafię żyć na odległość tak na dłuższą metę bo mnie to męczy, jego zreszta też i mam nadzieję,że o tym pamięta ale martwię się,że wyjedzie... Może inaczej: jakiej pomocy oczekujesz od forumowiczów? Mam wziąć stokrotkę i Ci powróżyć: kocha? nie kocha? zamieszka? nie zamieszka? ;) Może to taka wstępna deklaracja była z tym mieszkaniem. Dla podkreślenia faktu że traktuje cię poważnie. A co do ustalania konkretów to sama widzisz że nie macie jeszcze argumentów - studia,brak pracy itp. Ale rozmawiać i snuć plany jak najbardziej powinniście i możesz przecież teraz ty wyjść z inicjatywą rozmowy. Nie sądzę aby to było narzucanie się. Będę go wspierać w tym szukaniu dobrej pracy i sama będę musiała znaleźć dla siebie pracę,napisać magisterkę...jest co robić ale przeciez nie tylko to się liczy. Fajnie by było 'coś' zaplanować po wakacjach jak powiedział, zazdroszczę jak opowiada że jego współlokator na drugi semestr wyprowadza się do dziewczyny, inny kolega też, jeszcze inny się żeni... Wiem,że zależy mu teraz przede wszystkim na znalezieniu dobrej pracy bo jak powiedział "nie wie na ile rodzice będą mu w stanie pomóc.." zresztą u mnie to wygląda tak samo. Tu nie chodzi o żadne wróżenie z kwiatków tylko raczej o własne doświadczenia forumowiczów w kwestii wspólnego mieszkania, planowania przyszłości.NIe mam doświadczenia, nie lubię się narzucać i nie chciałabym stłamsić faceta dlatego pytam o jakieś rady. Ale Ty się nie narzucasz. W końcu to on pierwszy zaczął temat. Ja bym po prostu zapytała "Kochanie przed wakacjami wspominałeś coś o wspólnym mieszkaniu - jeżeli to nadal aktualne to może byśmy o tym porozmawiali, zaplanowali coś?". Może on też nie ponawia tematu, bo nie chce wyjść na natarczywego :D A wiesz w co się pakujesz? Koleżanko? Motylki odfruną po wspólnym zamieszkaniu, po jakimś czasie i zostaną tylko brudne gacie. Widząc z tego co piszesz masz tak rozchwiane uczucia, że jeszcze myślę czas. Kochaj tęsknij i ciesz się życiem. Problem z wyprowadzką czasem może być większy niż z zamieszkaniem. Ale ani tu ani tu forum nie pomoże. Wiem, dlatego dużo wcześniej staram się myśleć o pewnych sprawach z tym związanych. Mielibyśmy mieszkać razem gdzies od marca-kwietnia dopiero, po 3latach razem, po studiach więc chyba nie pochopnie? Zresztą trzeba będzie podjąć decyzję albo być razem albo się rozstać bo ani ja ani on jak zaczniemy pracowac nie będziemy mieli czasu i sił na schadzki weekendowe 300km dalej... Nie zamieszkałabym z nikim po paru miesiącach ale dla mnie wspólne mieszkanie to też wspólna przyszłość powolutku więc chciałabym to sprowadzić na jakieś tory które do tego prowadzą żeby nie czuć się rozżalona że mieszkamy razem a on nic nie mówi o naszej przyszłości bo tak mu wygodnie a zauważyłam że dziewczyny pochopnie podejmujące taką decyzję mają ten problem. Czasem czytam o takich rozgoryczonych kobietach a czasem,że para razem zamieszkała,on po paru miesiącach się oświadczył i mialo to ręce i nogi, więc gdzie jest haczyk? Cytat: Czasem czytam o takich rozgoryczonych kobietach a czasem,że para razem zamieszkała,on po paru miesiącach się oświadczył i mialo to ręce i nogi, więc gdzie jest haczyk? Tu !!! : Cytat: a on nic nie mówi o naszej przyszłości bo tak mu wygodnie jak dla mnie nie jesteście gotowi. w takich sprawach nie może być aż takich dużych wątpliwości... to się chce albo nie.... a nie jakieś słodkie sranie "zobaczymy po wakacjach blablabla"... "jak są jakieś wątpliwości, to nie ma żadnych wątpliwości" my nie mamy wątpliwości raczej brak możliwości bo dopiero szukamy pracę i jeszcze przez pół roku musimy mieszkać w mieście X bo kończymy tam studia... my oboje studiujemy i mieszkamy razem juz dobry rok... i nie mielismy jakichs wielki problemow. na stancji gdzie mieszkalismy bylo nas w sumie 3 pary jedena zamieszkala razem po 1,5 roku bycia razem 2 po pol roku a my jeszcze szybciej... :) jak dla mnie taka gadka ze niby chcemy ale ... to lepiej wcale... bo albo sie cos chce albo nie i juz... Cytat: my oboje studiujemy i mieszkamy razem juz dobry rok... i nie mielismy jakichs wielki problemow Ale kaskę ślą rodziece? zdecydowanie powinnas odbic pałeczkę, a co do watpliwosci to moim zdaniem będą, nawet jak sie tego bardzo chce. zamieszkanie razem to ogromna zmiana, zwłaszcza jesli samemu chce się utrzymać to mieszakanie, a nie jak rodzice wynajmują dziecku pokój bo to studiuje, a że dziecko to ma chłopaka i mieszka z nim zamiast z koleżanką/kolega to efekt uboczny. tak kase mamy od rodzicow troche sami zarabiamy ale z tego bysmy sie nie utrzymali...ale gdy nie mieszkalismy razem i tak nam ja dawali na oplacenie stancji i na zycie, tyle ze wtedy to bylo tak ze jedna stancja byla tylko placona a nie uzywana bo tam nie mieszkalismy wiec rozsadniej jest placic i mieszkac :) zreszta juz w ktoryms temacie o wspolnym mieszkaniu pislalam o tym wiec nie ma sensu sie powtarzac. nie zaluje ze mieszkamy razem to byla dobra choc spontaniczna decyzja :) Orachidea- > a jak długo byliście razem przed wspólnym zamieszkaniem? i czy macie albo mieliście jakieś wspólne plany na przyszłość jak o tym rozmawialiście? czy tylko była mowa o mieszkaniu Karolina, uważam że nie można porównywać Waszej sytuacji do sytuacji Orchidei. Ja za swoim facetem tez chcielibyśmy razem mieszkać, ale jak policzyliśmy ile nam potrzeba - wynajem, lub rata kredytu, opłaty, jedzenie, utrzymanie samochodu, opłacenie telefonów, internetu, jakies drobiazgi (czyt. kosmetyki, środki czystości, ubrania), to nie ma szans żeby w tej chwili to zrealizować, on pracuje na kontrakcie, ja dorabiam czasem i mam jakies marne stupendium... chyba że mieszkacie w jakimś małym miasteczku to może koszty są mniejsze, ale wtedy tez zwykle zarobki sa niższe... nie żebym chciała podciąć Wam skrzydła, ale trzeba podejść do tego realnie, chyba że macie rodziców, którzy będą się Wam dokłądać, ale wyprowadzac się aby rozpocząć wspólne, dorosłe zycie i nadal być na garnuszku rodziców... to chyba nie o to chodzi. Jasne,że nie o to chodzi,musimy zdecydować co zrobić bo na odległość się zamęczymy, a że kończymy studia to jasne jest że szukamy pracy i nie ma mowy o braniu kasy od rodziców bo niby dlaczego skoro mamy po 24 lata. Niestety nie chodzi o małą mieścinkę, koszty są spore ale zdajemy sobie przecież z tego sprawę.Priorytetem jest znalezienie pracy bo bez tego nic nie zrobimy ale mi tu chodzi raczej o inne sprawy z tym związane.Bo nie wiem czy nie powinnam teraz sie martwić o inne aspekty tylko po znalezieniu pracy wszystko samo przyjdzie i problemy znikną? Niby czasem w żartach lub nie mówimy kto kogo będzie pchał na wózku jak będziemy starzy:P ale nie chciałabym czekać w nieskończoność "aż się dorobimy" na jakieś plany typu ślub czy dziecko do 40stki... Karolina. 24 lata masz. Pora spoważnieć. Uwaga: dobre związki tworzy się przy pomocy KO-MU-NI-KA-CJI. Wiem, trudne, długie słowo, ale przynajmniej ma samogłoski, nie to co język węgierski. Polega to na tym, że: jeżeli czegoś chcesz to KOMUNIKUJESZ TO partnerowi. Otwierasz usta (to to takie czerwone ruchliwe pośrodku twarzy, to z JEDNYM otworem), robisz wdech (hyyyyyyyyy!) następnie wykorzystujesz możliwości krtani, głośni, języka, zębów i co tam jeszcze jest częścią układu mowy, formułujesz zdania i korzystając z pomocy MÓZGU wygłaszasz je. Najlepiej patrząc na partnera, do którego komunikujesz, wiesz wtedy, czy Cię usłyszał, poznać to można po tym, że na Ciebie patrzy (jeśli oczy, czyli te obiekty umieszczone w dołkach w górnej części twarzy się błyszczą to znaczy że raczej dotarło), lub też otwiera usta i artykułuje odpowiedź. Jeżeli czegoś NIE CHCESZ używasz tej samej drogi, acz innej treści. KOMUNIKACJA w związku działa najlepiej jeżeli się KOMUNIKUJE do PARTNERA a nie do swojej cioci, potencjalnego teścia czy też do anonimowych forumowiczów, którzy w tej samej sytuacji jaką masz mogliby się zachować inaczej, a nawet jeśli by się zachowali tak samo, mogliby osiągnąć zupełnie inny efekt, bo mają inne POTRZEBY, UWARUNKOWANIA, OCZEKIWANIA i DOŚWIADCZENIA ŻYCIOWE. Nie ma co liczyć, że partner się sam DOMYŚLI tego, czego od niego oczekujesz. Ja Ci nie wywróżę ze stokrotek, czy po znalezieniu pracy Wam się wszystko poukłada, czy może przeciwnie, sknoci, bo np będziecie zmęczeni i nie będziecie mieli czasu. Nikt tu za Ciebie nie podejmie decyzji. Jeżeli czekasz, aż ktoś Ci powie, o co się masz martwić i co robić to z przykrością stwierdzam, że chyba nie dojrzałaś do samodzielnego życia. 3 lata zwiazku, milosc, deklaracje ze strony chlopaka i jeszcze jakies watpliwosci? Nie kumam, za glupia jestem. po 3 miesiacach bycia razem no moze 4 zamieszkalismy pod jednym dachem :) plany sa ale lepiej glosno nie mowic by nie zapeszyc :) nie zawsze jest nastoroj by rozmawiac o tym co ma byc za miesiac za 3 lata trzeba wyczuc ta chwile... pozwolic jemu mowic zadawac konkretne pytania...wysłuchac i zrumiec to co on mowi i wytlumaczyc swoje tak by mozg faceta je przyjal i przetworzyl :) bo inaczej sie rozmawia o tym z kolezanka a innych slow trzeba uzyc przy rozmowie z chlopakiem:) jesli sie kogos kocha to chce sie z nim byc w kazdej chwili bo takie bycie na odleglosc jest ciezkie uwielbiam gdy ciezkim wraca się do domu, milo jest sie przytulic do 2 polowki i wszystkie problemy na ta jedna chwile zostawic za drzwiami pokoju... Karolina, skoro nie chcesz wróżenia z kwiatków <szkoda :(>, to czym prędzej wyjaśnij sprawę z chłopakiem i od razu będziesz wiedzieć, na czym stoisz. Potem szukacie ofert i dokonujecie kalkulacji kosztów. Jak was stać to pakujecie manele, zamawiacie formę przewozową i emigrujecie na wspólne śmiecie. A jak was nie stać, to trzeba zakasać rękawy i do roboty / nauki, żeby czym prędzej czynnik finansowy przestał być przeszkodą. Wszelakie rozmyślania, dywagacje, roztrząsanie tematu, czy wątpliwości dadzą Ci tyle, co klarowanie kwestii, czy jak wyjdziesz dziś na dwór bez parasola, to przypadkiem nie spadnie deszcz. Jak będzie, czy nagła zmiana sytuacji mieszkaniowej przyniesie więcej korzyści niż strat dla waszego związku, okaże się dopiero po fakcie. Zamieszkacie razem, to sprawdzicie, czy będzie wam dobrze, czy nie. Nie ma co się bać i roztrząsać, tylko łapać byka za rogi i działać. Jakieś ryzyko zawsze jest i trzeba się z tym pogodzić. EDIT: Cytat: Niby czasem w żartach lub nie mówimy kto kogo będzie pchał na wózku jak będziemy starzy ale nie chciałabym czekać w nieskończoność "aż się dorobimy" na jakieś plany typu ślub czy dziecko do 40stki... Czujesz potrzebę stabilizacji, więc ku niej dąż. Skorzystaj z porady Jane, bo inaczej się chyba nie da. Bycie dorosłym to też branie odpowiedzialności za swoje decyzje bez otrzymania jakiejkolwiek gwarancji, że okażą się słuszne. prawda jest taka że nie znasz jesszcze swojego chłopaka w 100%, dopiero wspólne zamieszkanie daje jakiś cień szans ;> może stąd są twoje obawy , niepewność ? Ciągle słyszę to gadanie,że poznasz tą drugą osobę naprawdę dopiero jak z nim pomieszkasz. Fajnie, ale on przez ostatni rok pomieszkiwał u mnie więc jakiś tego obraz mam, nie pozabijaliśmy się. Zastanawiam się tylko jak to się dzieje,że czasem para zamieszkuje ze sobą i tkwią w jednym miejscu latami,kobieta jest sfrustrowana bo jest ok.30stki i chciałabym rodziny,dziecka a facet ani słowa o zaręczynach a czasem zamieszkują ze sobą i facet wychodzi z inicjatywną po kilku miesiącach. Pierwsza sytuacja jest jak dla mnie niedopuszczalna i chciałabym uniknąć takiej desperacji tylko nie wiem jak... To nie takie proste "pogadaj z nim" i powiedz mu że albo weźmiecie ślub za 2-3lata a jak nie to niech spada... bo to jest jak ultimatum... Jak to się dzieje? Ano tak, że ludzie są różni. Czasem facet, który mieszka z kobietą nie odczuwa potrzeby ślubu, bo do czego ma się spieszyć skoro obiad ma na stole i dymanko za każdym razem gdy ma ochotę, co by w jego sytuacji zmienił na lepsze papierek? Na szczęście nie wszyscy tak mają. Z drugiej strony nie ma sensu czekać z mieszkaniem do "po ślubie" bo wtedy się można niemiło zdziwić. Zasadniczo nie masz wpływu IMO na to, to zależy od mężczyzny i jego charakteru, czy się boi zobowiązań, czy nie. Nikt Ci nie każe stawiać żadnego ultimatum. Ja Ci wręcz w poście nr 7 w tym temacie napisałam kwestię do swobodnego wygłoszenia. To dobry sposób, żeby nienatarczywie zagaić. Ty wcale nie musisz go przyciskać, po prostu zapytaj, co planuje. Jesteś w o tyle dobrej sytuacji, że chłopak już sam wcześniej coś zagaił, czyli myśli. W obecnej sytuacji nie wiem co Ci więcej napisać, bo zostało wszystko napisane już powyżej. Możesz sobie leżeć i czekać aż on podejmie jakąś inicjatywę, ale to strata nerwów i czasu. Wiem,wszystko kapuję, spoko. Generalnie gadki w stylu " po co ma się żenić skoro wszystko ma pod nosem,obiad,bzykanie etc." wkurzają mnie bo z drugiej strony jak poznasz kogoś nie mieszkając z nim albo nie mając innej możliwości jak ja bo gdyby nie to,że studiujemy w jednym mieście to mieszkamy od siebie ok 300km ;/ I takie teksty sobie zaprzeczają,myśli się kołaczą; nie zamieszkam=koniec związku bo niby jak inaczej, zamieszkam=? zostanę sama bo nie będzie chciał założyć rodziny bo 'tak będzie dobrze'? ehh... On mi czasami mówi,że martwię się na wyrost wieloma rzeczami i chyba niepotrzebnie więc pewnie tu też coś jest. Zaczekam niech sobie pracę znajdzie,ja też muszę a potem podejmiemy temat, on sobie chyba zdaje sprawy że ja do 'chodzenia' na odległość się nie nadaję. A życie czasami płata figle i różnie to wychodzi.Zawsze może się jeszcze puścić ze swoją narzucającą się koleżanką z akademika która już nie jest ze sowim boyfriendem a mi tez może się odechcieć.... Life is life...;) Cytat: On mi czasami mówi,że martwię się na wyrost wieloma rzeczami i chyba niepotrzebnie więc pewnie tu też coś jest. . Karolina, dokładnie tu tkwi Twój problem, widać to jak na dłoni w Twoich wypowiedziach. Nie warto zaprzątać sobie głowy tym, co ewentualnie może się wydarzyć, bo może się zdarzyć wszystko. Będzie dobrze, oby tylko nie szukać na siłę dziury w całym. ;) Cytat: Zastanawiam się tylko jak to się dzieje,że czasem para zamieszkuje ze sobą i tkwią w jednym miejscu latami,kobieta jest sfrustrowana bo jest ok.30stki i chciałabym rodziny,dziecka a facet ani słowa o zaręczynach a czasem zamieszkują ze sobą i facet wychodzi z inicjatywną po kilku miesiącach. dziwię się takim wypowiedziom, przecież decyzja o ślubie nie jest decyzją tylko ze strony mężczyzny! przecież o takich rzeczach się rozmawia i albo obie strony mają podobne zdanie, albo wypracowywuje się jakiś kompromis, nikt nie musi byc sfrustrowany. Najlepszy przykład mam swojej znajomej po ok 2 latach wiedzieli że chcą sie pobrać i zaczęli palnować i załatwiać sprawy weselno-ślubne, a zaręczeni nie byli jeszcze. poza tym są pary, którym dobrze żyje się bez ślubu. dramat i frustracja zaczynają się wtedy gdy kobieta chce ślubu bo wydaje się jej że wtedy facet od niej nie odejdzie, że ma gwarancję stałości, a to guzik prawda!
|
Tematy
|