ďťż
BWmedia
Polityk PiS wysyłał podwładnym obleśne SMS-y
"Czy niezobowiązujący sex zadowoli cię?". "Chcę wylizać twoją muszelkę" - SMS-y takiej treści dostawały pracownice Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi. Wysyłał je podczas pracy Zbigniew Piekarski, inspektor wojewódzki, a obecnie dyrektor wydziału, w którym pracują kobiety. - Tak sobie flirtowałem - tłumaczy polityk Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Piekarski ma 47 lat. Jest absolwentem teologii i politykiem łódzkiego PiS. Dyrektoruje wydziałowi spraw społecznych Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego. W pracy godzinami słucha Radia Maryja. "Flirt", jak nazywa sytuację Piekarski, trwał ponad rok: od 2005 do 2006 r. Tak przynajmniej twierdzą jego dwie podwładne, które dostały kilkanaście sprośnych SMS-ów. Obie nadal pracują w wydziale kierowanym przez Piekarskiego, więc proszą o anonimowość. - Wiedział, że nie mamy mężów, więc działał - opowiadają. - Zaczął od "gorących całusków", potem przeszedł do konkretów - urzędniczka pokazuje telefon z treścią SMS-ów: " Witaj. Czy niezobowiązujący sex zadowoli cię?" - pyta Piekarski w jednym z nich. - Potem był bardziej natarczywy, pisał, czy może mnie wylizać, marzył o mojej muszelce. To było obrzydliwe. Odczepić się od niego nie można było. Byłam zażenowana, źle się z tym czułam. Doszło nawet do tego, że bałam się wychodzić do toalety, które są w urzędzie wspólne. Urzędniczki w końcu nie wytrzymały. - Powiedziałyśmy mu prosto w oczy, że nie życzymy sobie takich wiadomości. A jeśli się powtórzą, zawiadomimy o tym albo przełożonych, albo prasę. Trochę się uspokoił. Ale jak niedawno został szefem wydziału, nie wytrzymałyśmy. Jak ktoś taki może piastować tak wysokie stanowisko? Piekarski nie ma czasu, by z nami się spotkać. Zgadza się tylko na krótką rozmowę w drodze do samochodu, gdyż "jest bardzo zajęty". Pytamy o SMS-y do urzędniczek. Piekarski przez chwilę milczy. Potem próbuje obrócić sytuację w żart. - Nie, no proszę panów, to były SMS-y prywatne. Absolutnie niezwiązane z pracą i podległością służbową. Przyznaję, były nieprzyzwoite, ale to był taki flirt towarzyski. Na zasadzie, kto bardziej pikantniejszy wyśle, że tak powiem. Urzędniczki: - Dla nas to nie była zabawa i nie odsyłałyśmy żadnych pikantnych wiadomości. To można sprawdzić, SMS-y są przecież w bazie operatora. My możemy zeznać wszystko przed prokuratorem czy sądem. Niech to sprawdzą. Tuż po rozmowie z nami Piekarski pojechał do gabinetu wojewody, by o SMS-ach poinformować Ireneusza Rymanowskiego, dyrektora generalnego ŁUW. Kilka godzin później niespodziewanie zadzwonił do "Gazety". - Te SMS-y to były tak pół żartem pół serio. Przyznaję, że nigdy nie powinny się zdarzyć, to był błąd. Ja się z tego już wyspowiadałem i do wszystkiego przyznałem żonie. Więc chyba nie ma sensu o tym pisać, prawda? src: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomos...0,3854841.html ;) :) ciekawe............ Już wczoraj wywalili go za to z partii, więc... Już wczoraj o tym pisali. Zdzwilem się trochę, no ale to w końcu też człowiek...ma swoje potrzeby. Dziwię się tylko jego żonie, że mu rzekomo wybaczyła. Wniósłbym pozew o rozwód natychmiastowo.
|
Tematy
|