ďťż

A co tam! Poprzewracam sobie życie czyli o wchodzeniu po raz kolejny do tej samej rzeki ;)

BWmedia
A co tam! Poprzewracam sobie życie czyli o wchodzeniu po raz kolejny do tej samej rzeki ;)
  A więc (polonisty - wybaczycie ? ;)) - moją miłość znałam jakieś 20 lat temu. Miałam wtedy dwadzieścia parę lat, a on o rok mniej. Bylismy chwilę razem czytaj ok. pół roku - o ile można tak nazwac dwoje dwudziestolatków z których jedno studiuje w jednym mieście, a drugie uczy się w drugim.I poznalo się na wakacjach A potem się rozstalismy z wielkim hukiem. Przez cały czas byłam przekonana, ze to on ze mną zerwał - a tu dowiaduję się teraz - ze wręcz przeciwnie było. Hm ... Naprawdę nie mam pojęcia zielonego czemu się właściwie rozstalismy. Wychodzi nam teraz obojgu, że bez sensu, całkiem przypadkowo i że właściwie każde z nas w dowolnym momencie mogło wrócic. Ale żadne tego nie zrobiło. Dlaczego? Tego nie wie nikt. Bardzo to odchorowałam. On mi teraz mówi - że tez to odchorował. Właściwie to nigdy nie udało mi sie tak do końca o nim zapomnieć. Miałam różnych takich po drodze - ale ... z nikim mi się tak nie gadało i po prostu "było" - jak z nim. No w każdym razie on ze dwa czy trzy lata później ożenił się z taką jedną. Ma dwoje dzieci w wieku szkolnym. Mieszka kilkaset kilometrów ode mnie. No i tuz po moim rozstaniu z facetem odezwał się do mnie na NK. Na początku uznałam to za takie tam - "odnowienie znajomości". Ale bardzo szybko przemieniło sie w cos innego. W co? A bo ja wiem? Codziennie ze sobą gadamy. Telefonicznie. Albo na skypie. Godzinami czasem. A czasami tylko na chwilę. O wszystkim. Zupełnie o wszystkim. A jak nie gadamy, bo któres z nas np. wyjedzie - to ciężko jest wtedy.Czasem przyjeżdza na weekend. Jego żona, ech - ja ją znam trochę, sprzed tych 20 lat - on opowiada mi różne historie. Słabo tam miedzy nimi podobno. I to od dawna. Jakoś mu wierzę. No widzę, ze mu źle. Wiem, ze brzmi to jak w piosence " ...że żona go nie rozumie, że wcale ze soba nie spią. ... itd" . Ale co mogę poradzic? Że sie zakochałam po raz drugi? A może nigdy nie udało mi się o nim zapomnieć? Co będzie dalej? Nie wiem. Na razie tak jak jest pasuje mi. Albo tak mi sie wydaje. Przeciez my się nawet dobrze nie znamy - bo przez te dwadziescia lat to wiecie - obydwoje się zmienilismy. Ja nawet nie wiem czego chcę. Chyba jeszcze nie chciałabym, zeby mi sie na stałe facet po domu plątał.Tak "od święta" to nie ma sprawy. A może bym chciała? A może sie boję? Ja nigdy w takie sytuacje kochanka/żona nie dawałam się wplątać - nawet mowy nie było. Ale - zawsze istnieja wyjątki. No i on do nich własnie należy. Uwierzycie, że zawsze wiedziałam, iż sie jeszcze kiedys spotkamy? I obiecałam sobie ze zrobię no... moze nie wszystko - ale wiele - żeby "cos z tego było". Miotamy sie oboje na razie. No i tak własnie moja historia wygląda ...
Wiecie - ja rady żadnej nie oczekuje od Was. Tak tylko - podzielić się chciałam moim zamotaniem. Podjęłam jakaś tam decyzję spotykając się z nim ponownie po tylu latach, wiedziałam przeciez doskonale w co się pakuję. Troche sie boje pisac tu - może dostanę po głowie?
Jeśli chcecie opowiedzieć jakąś dziwną, ciekawą i wydawałoby się niemożliwą historię - to zapraszam. Czasami potrzebujemy potwierdzenia - że istnieją równiez inni wariaci, pakujący się na własne zyczenie w takie zamotane sytuacje.


Heh.. no ja takiej historii nie opowiem, rady tez nie chce udzielac. jestes juz dojrzala kobieta. Fajne jest to, ze przez tyle lat to uczucie wasze gdzies tam bylo i nagle znow odzylo (chyba?). Szkoda, ze on ma rodzine... to troszke komplikuje sytuacje gdybyscie zdecydowali sie na powazny zwiazek, ale... Fajnie ze sie podzielilas ta opowiescia
Opowiadanie jak z romansu, ale życie to nie autor czytadełek. I zakończenia inne pisze, niestety. Kiedy to czytałem aż mi włosy dęba stanęły! Jakbym o sobie czytał. Chodzi o to, że jestem mniej więcej w tym samym wieku i moja historia wyglądała podobnie. Tyle że już ten kontakt po dwudziestu latach nie był taki, jak sobie wyobrażałem. Był niestety bardzo chłodny, z jej strony, doszedłem do wniosku że nie tyle ona obawiała się swojej reakcji co reakcji swojego męża. Prawdopodobnie miał dostęp do jej konta na NK. Nie miałem żadnych ukrytych intencji w stosunku do niej, ot po prostu chciałem zapytać jak sobie życie ułożyła. Nie ukrywam, że gdzieś głęboko, na samym dnie serca, przykryte grubą warstwą nowych, życiowych doświadczeń, tkwi wspomnienie o niej. Wspomnienie, choć bardzo odległe i zamglone, ale takie, od którego usta same wyginają się w uśmiechu, głowa przekrzywia się na bok i człowiek zastyga na kilka sekund w zamyśleniu. Wspomnienie może nie do końca o samej osobie, ale o uczuciu, które uskrzydlało człowieka i sprawiało, że świat wydawał się piękny.
"...Ale co mogę poradzic? Że sie zakochałam po raz drugi? A może nigdy nie udało mi się o nim zapomnieć?..." Właśnie tak to jest. Jeżeli to co łączyło, było głębokie i szczere, nigdy się nie wypali do końca i pozostawi ślad, jak odcisk na stopie, mimo wycinania, smarowania kremami i codziennego pielęgnowania stóp, od czasu do czasu jednak przypomni o swoim istnieniu, czy tego chcesz czy nie.
Podobno nie wchodzi się 2 razy do tej samej rzeki. Ja wszedłem 4 razy. Skonczyło się źle.. Ale od początku.. Jeszcze w czasie studiów poznałem u koleżanki jej kuzynkę. Poznanie było tak intensywne, że wyszedłszy z domu rodzicielskiego poniekąd na chwilę i odwiedziwszy rzeczoną koleżankę, gdzie zastałem swoje poźniejsze 'wzdychadło' - wrócilem do domu po 10 dniach nie dając przez ten czas znaku życia, a wróciłem bo spotkałem ojca mojego przyjaciela, który powiedział mi, że rodzina mnie już przez milicję szuka..

Romans był taki, że potrafilismy ja i moja love wisieć po 3-4 godziny połączeni na miedzymiastowej (mieszkała ponad 200 km od mojego miasta) milcząc i słuchając własnych oddechów. Pełny romans, noo.. Na szczęscie, koszty tych rozmów pokrywała instytucja, w której Ona pracowała. W końcu spotkalismy się kolejny raz i poszlismy wreszcie do łóżka.. Pojechałem pisać dyplom. No i dostaję list, że mam zostać ojcem.. zdenerwowałem się strasznie, ale no cóż, c'est la vie, zrobiłem, nie będę się uchylać. Tylko z kontaktem do Niej nie było dobrze, bo ja bylem w ZSRR, ona w PL i praktycznie nie szło się dodzwonić.. generalnie, łączność zawiodła. Tuż przed obroną wyrwałem się na tydzień do Kraju, m. innymi (moi rodzice byli nieświadomi) po to, by dziewczę odwiedzić w Jej mieścinie, naładowac otuchą i oświadczyć się (dojrzałem już do tej myśli i nawet udało mi się w ZSRR zdobyc jedną dużą złotą obrączkę, z której można było zrobić dwie w PL) .. Okazało się, że przyjechałem 3 dni za późno.. Ona zdążyła - z braku kontaktu - usunąć ciążę.. No i nie bardzo chciała ze mną rozmawiać. Jednak obroniłem pracę, wróciłem do Kraju, i nie pamiętam już jak, ale wpadlismy na siebie. Pracowalem wtedy w fabryce na Pradze i Ona, nie wiedzieć czemu zaczęła mnie jakoś nachodzić, żebym koniecznie był z nią, a u mnie wtedy uczucie wygasło (przez tę aborcję).. W efekcie pokłócilismy się okropnie i Ona znikła..
Po jakims czasie poznałem swoją żonę i ożeniłem się.. Jakieś 8 lat po ślubie załatwiałem coś na mieście i patrzę - ooo za ladą Ona.. Między mną i żoną nie układało się wtedy najlepiej, już dobre 3 lata, o przyczynach nie wspomnę, choć nie ja tym razem byłem przyczyną problemów.. A zatem spotkawszy Ją, byłem dosyć otwarty.. byliśmy ze sobą 8 miesięcy.. Po tym czasie zadzwoniła do mojej żony i wszystko jej opowiedziała..

Wróciłem do żony.. I dzięki temu mamy córkę.. Ale ta sprawa w końcu mnie z żoną ostatecznie poróżniła, stała się tą ostatnią kroplą..

Czy warto odgrzewać ? nie wiem. W tym przypadku chyba nie było warto, nie sądzicie ??


Dlaczego mam Cie ganic? Jesteś dojrzałą kobieta, podjełas świadomą decyzję. Czas pokaże, czy warto było.
Myslę,że nie jestes odosobniona. Ludzie świadomie(bardziej, lub mniej) motaja się w różne dziwne, i dla innych nie do przyęcia układy. To własnie życie. Nie jest ono proste.
Niechciany nie obraz sie..... to taka smutna i zarazem ciekawa historia doslownie jak z filmu. Gdybys chcial napisac scenariusz to kurcze... hit bylby...moj ulubiony film. :)
Gosiek, a ten ukochany deklaruje się, że Ciebie wybierze ?

Mam obawy, że kiedyś przestanie Ci odpowiadać rola bohaterki drugiego planu.
Sister - słusznie prawisz - na pewno nie zamierzam być "ta drugą" nie wiadomo ile czasu.
Tak, on twierdzi, że będziemy razem. Ja tez tak twierdzę. Kiedy to nastąpi? A tego to akurat nie wiem. Ale jeszcze nie teraz. Kiedy do tego dojrzejemy? Kiedy nie będziemy już mogli bez siebie wytrzymać ?
Ps. Sister - a gdzie Twoja opowieść ? Nie będzie?
Radziłabym wyznaczyć jakieś granice czasowe. Wiem, że uczucia mogą prowadzić do takich tendencji jak przebywanie w stanie nieważkości, do stanu jakiegoś zawieszenia. Warto jednak uruchomić rozsądek.
Można stracić wiele lat na czekaniu, Gosiek. A nie życzę Ci tego, bo wiem, jak to boli. W małżeństwie może nie być miłości i pożądania, ale póki są dzieci, ono trwać będzie dla nich. Na ogół tak bywa.

Mężczyźni bardzo skwapliwie korzystają z akceptacji kobiet, które niczego nie chcą, nie wymagają.
Rozważ to, koleżanko. Dla własnego dobra :)

Gosiek, moją opowieść, to ja Ci na priva mogę przysłać :) Np. jutro :)
Ech, sister. Ja to wszystko wiem. Wiem, że facecie zostają najczęściej z żonami. I że dla dzieci. I wiem, że ramy czasowe.
To na razie trwa cztery miesiące, które prawdę mówiąc - gdyby on się nie zjawił to na 100 % wykorzystałabym na rozpamiętywaniu mojego byłego związku.
A tak na marginesie - znam z innego forum parę, ciut starszą ode mnie - która to para poznała się na tymże forum, zakochała, każde z nich rozwiodło się z mężem/żoną i zyją sobie razem i są szczęśliwi.
I tego sie trzymam !!!
Co do Twojej historii - to czekam na pw z zapartym tchem - jutro rano wyjeżdzam, wracam w niedzielę wieczorem - to pisz, a jak wrócę to sobie przeczytam.
Cytat:
Mężczyźni bardzo skwapliwie korzystają z akceptacji kobiet, które niczego nie chcą, nie wymagają. Prawda godna wyrycia złotymi zgłskami. Przyjemnie jest brac i nie musieć dawać, niektórym to odpowiada.
hehehehehhe....
jakież to banalne.
chłopakowi szkoda na ****y, to odnalazł dawną dupę,
może ot zauważył że rozstała się z facetem - łatwiej będzie uwieść... do tego jeszcze byli ze sobą kiedyś..
będzie można za darmoche podymać...

Boże jakie kobiety są naiwne...

taka stara a taka głupia.

"żona mnie nie rozumie"

****a ile razy to słyszałem i ile razy tego argumentu używałem żeby zadupcyć.

Ile razy udawałem skrzywdzonego przez los faceta, żeby dupa sie ulitowała i obciągnęła.

Oj naiwna Ty biedna naiwna.
Cytat:
Mężczyźni bardzo skwapliwie korzystają z akceptacji kobiet, które niczego nie chcą, nie wymagają. Mi sie rowniez bardzo spodobalo to stwierdzenie. Jest bardzo prawdziwe.
Ja historii swej nie opiszę, bo internet jest cholernie mały :D Poza tym, to już byłaby zbyt duża ingerencja w prywatność tej drugiej osoby.

Niemniej - sister najtrafniej ujęła sprawę, a Chris mimo swojej wulgarności, wcale nie jest daleki w przesłaniu. Co wcale nie wyklucza tutaj miłości. Jednak droga Gosiu , uważaj :)
Chyba jeszcze musze coś dodać.
temat zatytułowałaś .."o wchodzeniu drugi raz do tej samaj rzeki...". Zgoda, to jeden aspekt. Ale zobacz, wiekszość pisze o drugim aspekcie, czyli o wczodzeniu w czyjsc zwiazek. Czyli to, co pisza Sister i Chris.

Byc może nawet jest tu miłosc. Ale miłosc nie zasze oznacza chęć zmieniania sobie zycia. Czesto jest tak, że ludzie wola pozostac w układzie jaki jest. Czasem też zwyczajnie nie moga nic zrobić. Myslę,że powinnas się z tym liczyć.
Spróbuj przyjrzec się temu na chłodno, z boku. Zastanów się, w co wierzysz, czego oczekujesz.
Inaczej jest, gdzy wchodzisz w jakis układ, i godzisz sie nań, a inaczej, gdy liczysz że cos zmienisz. Mozesz się bardzo pokrzywdzić.
Eviko, ja właśnie do Gosi wysłałam długą epistołę, w której m. in,. nadmieniłam, że ludzie na ogół boją się utracić to, co znane. Częściej to właśnie nami kieruje , niż lęk przed nieznanym.
To nie jest moja myśl. W jakiejś książce to wyczytałam :)

Edit : I jeszcze jedna myśl - Za bycie miłą, cierpliwą, tolerancyjną, rozumiejącą
nie dostaje się nagrody specjalnej, tylko nagrodę pocieszenia ( pogłaskanie po głowie, tekst "dobra dziewczynka" ). To czynnik bardzo obezwładniający. Może pozbawić nas zdolności podejmowania rozsądnych decyzji.
Jakbym poczytała tę historię w charakterze "czytacza" - pisałabym dokładnie to samo co Wy.
Christophero - właśnie takiego typu komentarza spodziewałam się i - voila - oto jest!
Cytat:
Jakbym poczytała tę historię w charakterze "czytacza" - pisałabym dokładnie to samo co Wy.
Christophero - właśnie takiego typu komentarza spodziewałam się i - voila - oto jest!
no dobrze, ale jakie wnioski?
Wiesz - wnioski jak wnioski. Człowiek uczy się na błędach. Własnych. Tylko i wyłącznie własnych.
Myślisz, że jak faceta przez 18 lat nie mogłam zapomnieć to Twój post spowoduje, że nawet nie spróbuję być z nim? Chyba kobiet nie znasz :cool:
A co do tego, że szukał łatwej dupy - to trudno mi uwierzyć żeby poświęcał tyle czasu i energii, tyle godzin dziennie na rozmowy ze mną, na siedzenie po nocach na skypie, na jeżdżenie kilkuset kilometrów - po to tylko żeby raz na miesiąc się ze mną przespać. Uważasz że warto? Chyba potraktuję to jako komplement :lol:.
Christophero - jak już słusznie zauważyłeś - duża dziewczynka ze mnie. Gdyby jakikolwiek inny facet żonaty mnie podrywał w twarz bym mu się roześmiała - ale nie jemu. Czy potrafisz zrozumieć, że ja po prostu MUSZĘ spróbować? Bo jak nie to przez kolejnych 20 lat będe myśleć: "Czemu nie spróbowałam?" A jeśli to wszysto jest tylko tym czym piszesz - bo on nie zostawi żony - to może wreszcie zrozumiem, że to kawał gnoja i będę mogła o nim zapomnieć?

Edit:

No i - proszę Państwa - minął rok z okładem. Z moją odzyskaną miłością widywaliśmy się praktycznie w każdy weekend. Miałam chwile zwątpienia, co jakiś czas przestawałam wierzyć w pozytywne zakończenie tej dziwnej sytuacji. No i ... Zakończenie się zjawiło. Własnie wczoraj M. wprowadził się do mnie. A co będzie dalej? No cóż. Raz już głupio się rozstaliśmy - teraz bardzo nam zależy obojgu żeby było dobrze. Mam nadzieję że nam się uda. Trzymajcie kciuki ;)
A ja bym tą całą NK posłała w pinechę. Cholernie dużo małżenstw się przez to rozpadło, bo ludzie tyle są w stanie poświecic, żeby poczuc choc prze z chwilę jakąś nową emocję, bo moze nie potrafią z życia nic sami wykrzesac(?) Napiszę do Zośki, z którą byłem 20 lat temu przez miesiąc to znowu się poczuję jak młody Bóg. Dzieci? Co tam dzieci. I żona. Pewnie po tym jak się odezwał zaczęłaś sobie w głowie tworzyc historię, zwlaszcza, ze dotychczas nie udało Ci się z nikim ułozyc sobie życia. Nigdy o nim nie zapomnialas, bo ludzi, z którymi łączyło nas coś więcej się teoretycznie nie zapomina, normalne, ale gdyby nie ta NK też byś go szukała po Polsce, bo "nigdy o nim nie zapomnialas"? To takie najprostsze skorzystanie z okazji. Ale cóż, już zostawił rodzinę więc dlaczego miałabyś nie skorzystac. A on pewnie jeszcze przed ołtarzem tamtej przysięgał, że do końca życia :]
no i pięknie, ja się bardzo cieszę jak ktoś z zaangażowaniem dąży do osiągnięcia szczęścia! nikt za nas szczęścia nie przyciągnie.
z tego co wyczytałam On miał więcej do 'stracenia', także pogratulować odwagi!
a Ty Gosiek nie masz nadzieję że Wam się uda (kiedyś tam), tylko już TERAZ się Wam udało! :)
A co z jego żoną i dziećmi?
Wcale się nie spodziewałam że mnie po glowie pogłaszczecie, naprawdę. Z jego żona rozmawiałam przez telefon jeszcze w grudniu, powiedziała cytuję " Nam sie nie udało, życzę żeby wam sie udało" A żony tak strasznie nie żałujcie, bo też kogoś miała/ma. Umówili się z żoną na jakies alimenty i on wie że ja przypilnuję, żeby za mało dzieciom nie dawał.
Junona - ja wiem że on przysięgał że na cale życie. Nie wierzę w przysięgi " na całe życie" wypowiadane przez dwudziestolatków. Naprawdę wierzysz? Z jednej strony byłoby cudowne gdyby tak było - ale jeśli okaze się ze to pomyłka to co? mimo wszystko trwać w złym związku?
Sajana - masz racje,już nam się udało ;)
Wychodzi, że to przeznaczenie i już.
Obyście się tylko na sobie teraz nie przejechali :)
Acha, jeśli żona tak Ci powiedziała to spoko. Dzieci szkoda, bo one na pewno zadowolone z tego nie są, ale to już nie Twoja wina.
dlaczego dzieci szkoda? nie rozumiem tego podejścia.
czy nie lepiej żeby dzieci widziały szczęśliwą matkę z wujkiem i szczęśliwego ojca z ciocią i na tych wizerunkach budowały swoje pojęcie o udanym związku?
czy lepiej żeby patrzyły i uczyły się 'oszukanej' miłości między dwojgiem nieszczęśliwych ludzi?
pewnie że optymalnie byłoby gdyby rodzice poradzili sobie z małżeńskimi kłopotami i dalej się kochali, ale to nie bajka.
Gosia,a tak spytam, co robiłaś przez te 20 lat?
Ooo Gosiek. Pamiętam jak ten rok temu opisywałaś tutaj swój problem z tym mężczyzną. Fajnie że Wam się powiodło i fajnie, że pochwaliłaś się swoim powodzeniem na naszym forum.:)
Trzymam kciuki i życzę Tobie i Twojemu partnerowi dużo szczęścia i miłości.
Gosiek. Miło przeczytać, że jesteście na dobrej drodze do zwykłego. prostego szczescia..:). Dobrze wiedziec, że czasem warto zaryzykować, i jednak wywrócic to życie do góry nogami..:)))
Sajana - co do dzieci to jest dokładnie tak jak mówisz ;)
Julianna - co robiłam przez te 20 lat? Najpierw przez 3 lata rozpamiętywałam. Pozniej usilowalam zapomniec. Miałam pare przelotnych zwiazków. Krótkich. Potem przez 8 lat byłam sama. A pózniej przez 7 lat w związku - no a pozniej pojawił sie pan M.
Cytat:
dlaczego dzieci szkoda? nie rozumiem tego podejścia. Dlatego, że dokładnie tak jak napisałaś, dzieci mimo wszystko wolałby na pewno, żeby rodzice się kochali i nie rozstawali,bo póki co nie tylko w bajkach rodzice zostają razem - na szczęście. Choc w obecnej sytuacji oczywiscie lepiej, zeby się rozstali. Nigdzie nie popierałam uporczywego trwania w związku, który obie strony uważają za nieudany.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © BWmedia