ďťż

Czas , a mieszkanie ze sobą...

BWmedia
Czas , a mieszkanie ze sobą...
  Po jakim czasie znajomosci, związki zamieszkaliscie ze sobą . Jak to na Was wpłynęlo tzn czy fakt wspólnego mieszkania scalił wasz związek, czy go rozbił?
Czy macie jakąs zasade jesli chodzi o zamieszkanie ze sobą? Czas , po którym moze to nastąpic, czy raczej podchodzicie do tego faktu spontanicznie tj czas nie ma tutaj znaczenia?


mozna Asiu Twoj temat w dwojaki sposob tlumaczyc , bo mozna byc z kims wylacznie dla przyjemnosci cielesnych a mozna szukac juz kogos na stale .

Najlepszym przykladem moze byc tutaj mlode ( 3 miesieczne) malzenstwo dwojga znajomych , od praktycznie 3-ej randki mieszkali wspolnie , poznali sie praktycznie na wylot i zdecydowali sie na zwiazek .

Z 2-giej strony mlody czlowiek potrzebuje swobody a partner moze byc jakims rodzajem ograniczenia w innych znajomosciach ;) , wiec zamieszkaja ze soba dopiero po slubie ;)
Moim zdaniem (teoretycznie, bo o praktyce nie ma mowy niestety) prawdziwie związki są gdy człowiek spędza z partnerem dużo czasu, znają się na wylot. Wspólne mieszkanie jak najbardziej temu sprzyja. Wydaje mi się, że para nastolatków, która osiąga coś w rok, para mieszkająca razem osiągnie to po 3-4 miesiącach (nie chodzi o wiek). Na pewno wspólne mieszkanie scala, umacnia i sprawia uczucie bezpieczeńśtwa, ciepła itp.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że swój następny związek i w ogóle kontakt z dziewczyną będzie na studiach, gdy wyprowadzę się z domu, będę mógł z nią zamieszkać, widzieć ją cały dzień, zasypiać i budzić się przy niej itp. Żyć nie umierać. Niestety to od pewnego wieku tylko dozwolone. ;)
Kwieciu, zeby byla jasnośc - chodzi mi o ludzi, którzy wiaza sie ze sobą, są w powaznym związku , planują ze soba przyszłośc.

Mieszkanie ze soba po ślubie? Abstrakcja i powód szybkich rozwodów , spowodowanych słaba znajomoscią partnera.

Mike- wspólne mieszkanie nie zawsze scala . Widac to po rozstaniach krótko po zamieszkaniu ze soba :)


Mój partner wie, że może zamieszkać ze mną w każdej chwili. Myślę, że stanie się tak po obejściu paru przeszkód obiektywnych.
W moim przypadku jest to spontaniczne. Doskonale wiem, kogo z radością powitam we własnych progach. Nie obliczam czasu. Liczy się teraźniejszość.
Zadomowił się u mnie na dobre. Nawet moi uczniowie z tęsknotą Go wypatrują :)
my na razie mieszkaliśmy ze sobą dwa razy. raz na majówkę (czyli po 6 miesiącach bycia razem), a drugi raz na taką "grudniową majówkę" (czyli po ok 13 miesiącach) i było super. mogłabym już zamieszkać na stałe:)
My zamieszkalismy razem po roku czasu. Ale spedzalismy ze soba ogromna ilosc czasu, ja wielokrotnie u niego nocowalam. Zamieszkalam u niego przez zasiedzenie, kiedy kupil mieszkanie - nie od razu mielismy razem mieszkac, ale jakos sie nie dalo.

Mysle, ze gdyby mial mieszkanie wczesniej nastapiloby to o wiele szybciej.
Staz mojego zwiazku jest dosc powszechnie znany na BT.
my zamieszkalismy po 3 miesiacach nie jako z przymusu potem 3 miesiace razlaki bo wakacje i teraz od pazdziernika z wlasnej nie przymuszonej woli mieszkamy razem i nas to do siebie bardzo zblizylo... mieszkanie razem bardzo duzo daje:)
Mieszkamy razem od 0,5 roku, jesteśmy z sobą 4,5. Wcześniej przez ponad rok pomieszkiwaliśmy u siebie, więc nie była dla nas to aż tak duża zmiana.

Generalnie oceniam to pozytywnie. Oboje wracamy "do siebie", a nie gdzieś do partnera. Każdy ma swój kącik i wszystkie swoje rzeczy. Dzięki wspólemu mieszkaniu nie jestem już zazdrosna o każdą jego chwilę spędzaną beze mnie. Mamy czas na swoje własne małe przyjemności.

Oczywiście nie było i nie jest tak całkiem kolorowo. Doszedła nowa kategoria kłotni. O niezrobione łóżko, zachlapaną łazienke, przestawioną książke, krzesło nie w tym miejscu, porozrzucane ciuchy. Poza tym przebywając z nim non stop widzi się nie tylko jego dobre ale i gorsze dni.

Ale skoro ciągle się nie pozabijaliśmy nawzajem i nadal planujemy wspólną przyszłość jestem dobrej myśli.

Nie żałowałam decyzji o wspólnym mieszkaniu ani razu. Wszystkie sprzeczki bledną wobec codziennego zasypiania razem i śniadanka do łóżeczka :)
To się uśmiejecie... Zamieszkałam z facetem po kilku dniach od poznania go i zostałam tak przez ponad rok. To nawet nie była decyzja w jakimś konkretnym momencie, tylko "tak wyszło". Wpadłam na noc, namówił mnie, bym została na weekend, potem na tydzień, drugi... i nagle odkryłam, że najzwyczajniej w świecie z nim mieszkam.
Czego mnie to nauczyło? Nigdy więcej nie wprowadzać się do faceta. Następnym razem o wspólnym mieszkaniu z kimkolwiek pomyślę wtedy, gdy będę miała własne lokum, z którego to on będzie musiał się wyprowadzić, gdy coś się posypie.
kompletnie nie ma to dla mnie znaczenia, trafi sie okazja znaczy sie kobieta to ciach i już razem, oczywiście jeśli bedzie chciała :)

nie wyobrażam sobie jakiegoś cyrku na odległość bo mama tata bo co inni powiedzą bo tak nie wypada, boje się bo będzie mnie bil kablem od żelazka itd itd.

to nie dla mnie :)
Po roku czasu bycia ze sobą zamieszkaliśmy razem. I po niewiele więcej niż roku czasu mieszkania razem rozstaliśmy się.
I myślę podobnie jak Hagath, nie zamierzam wprowadzać się do faceta. Jak się coś posypie to on wyleci, a nie ja.
Planujemy zamieszkać ze sobą, gdy pojedziemy na studia. Będziemy wtedy razem rok z haczykiem. Zobaczymy jak to na nas wpłynie, mam nadzieję, że pozytywnie. Ogólnie rzecz biorąc oceniam to 'zjawisko' pozytywnie - może wtedy bardzo dobrze poznać partnera :).
To temat dla mnie, bo niecały miesiąc temu wprowadziłam się do jednego mieszkania z moim Lubym. Na razie jest dobrze, nie kłócimy się o niepozmywane gary, ani skarpetki rzucone na podłogę :P Zamieszkaliśmy ze sobą po prawie 3 latach związku i ok. 6 miesiącach związku na odległość, którego nie mogliśmy już znieść.

Mimo krótkiego czasu w jednym mieszkaniu (i niedługiego czasu wspólnego pomieszkiwania przedtem) już widzę plusy - poznanie partnera, wypracowanie kompromisów przy obowiązkach domowych, bliskość, poczucie pewnej stabilizacji, momentami taka "sielanka małżeńska", jak i minusy - walki o kołdrę i dzielenie się (na razie) wspólnym komputerem :P Jak widać, dla mnie plusów jest zdecydowanie więcej.
Cytat:
już widzę plusy - poznanie partnera, wypracowanie kompromisów przy obowiązkach domowych, bliskość, poczucie pewnej stabilizacji, momentami taka "sielanka małżeńska" Znowu się przyczepię tego, czego nie powinienem, ale powiedz to księdzowi a on Ci powie, że nie kochasz prawdziwie tego faceta i nie szanujesz miłości.

Lepiej wiedzieć przed ślubem, jaki jest przyszły partner. Bo tylko wszelkie obowiązki domowe, gospodarność i sztuka dzielenia się mogą nauczyć wspólnego życia i pomagają na prawdę poznać partnera na całe życie.

Lepsze małżeństwo ze szczęścia, niż ślub po którym życie pod jednym dachem staje się problemem.
Lepiej wiedzieć przed ślubem jaki jest ten przyszły mąż bądź też żona ale też nie za wcześnie....bo potem ludziom zaczyna się dziwnie nudzić to wspólne mieszkanie. Widzę tego typu zachowania u swoich znajomych , zbyt długi pobyt ze sobą w jednym domku powoduje chęć uwolnienia się ( tak to tłumaczą ) i nudę, więc moim zdaniem zamieszkać ale nie za wcześnie , a ile to jest nie za wcześnie? nie wiem więc tego nie sprecyzuje, kwestia indywidualna.
ja tam myślę że to wszystko zależy od partnerów, głównie od tego jak dobrze się znają, a nie od czasu bycia razem...wydaje mi się że jeśli znają swoje podstawowe wady i akceptują je, umieją z nimi żyć... to są gotowi na to żeby stawić czoła tym gorszym, które poznaje się podczas wspólnego mieszkania... (oczywiście jeśli nie znało sie szystkich wcześniej, w co jednak wątpię, bo zawsze jest coś co się przemilczy)... a co do tego że przed ślubem, jestem zdania że to najlepsze wyjście. Żeby sprawdzić czy naprawdę reszę życia chcemy spędzić z tą osobą...
Myśmy zamieszkali ze sobą po 2 latach. Nie liczę jakichś tam wyjazdów na wakacje na miesiąc czy dwa. Wcześniej nie było warunków bo życie studenta to nie bajka :lol:.
Uważam, że należy mieszkać ze sobą jak najszybciej, jeśli ktoś myśli o poważnym związku. Po jakims czasie można stwierdzić czy przeszkadaza nam że on sika pod prysznicem a ona puscza bąki wieczorem pod kołdrą, on rozrzuca skarpetki a ona ma wszytko poukładane, on wydaje kasę a ona zarabia. Lub na odwrót. Wychodzą na jaw wszystkie drbne i większe wady z którymi trzeba będzie żyć, kiedy minie zauroczenie.
No i wielki plus: seks jest na miejscu :lol:.
Cytat:
powiedz to księdzowi a on Ci powie, że nie kochasz prawdziwie tego faceta i nie szanujesz miłości. Każdy może mieć takie zdanie jakie chce, proszę bardzo. Ksiądz nie jest dla mnie żadnym autorytetem, poza tym jestem ateistką.
Mimo tego "czepiania się" widzę, że się ze mną zgadzasz w kwestii wspólnego mieszkania.

Cytat:
zbyt długi pobyt ze sobą w jednym domku powoduje chęć uwolnienia się ( tak to tłumaczą ) i nudę Moim zdaniem jest to tłumaczenie na siłę, bo jeżeli partnerom by zależało i nie wyszliby z założenia pt. "teraz nie muszę się już w ogóle starać dla tej drugiej osoby, mogę siedzieć w domu w poplamionej bluzce i bez makijażu, a on to musi akceptować", to nie byłoby problemów związanych z nudą i irytacji.
Cytat:
To się uśmiejecie... Zamieszkałam z facetem po kilku dniach od poznania go i zostałam tak przez ponad rok. To nawet nie była decyzja w jakimś konkretnym momencie, tylko "tak wyszło". Wpadłam na noc, namówił mnie, bym została na weekend, potem na tydzień, drugi... i nagle odkryłam, że najzwyczajniej w świecie z nim mieszkam.
Czego mnie to nauczyło? Nigdy więcej nie wprowadzać się do faceta. Następnym razem o wspólnym mieszkaniu z kimkolwiek pomyślę wtedy, gdy będę miała własne lokum, z którego to on będzie musiał się wyprowadzić, gdy coś się posypie.


musze stwierdzic ze chyba nie wspominasz tego zbyt dobrze. Doskononale cie rozumiem. sama jestem w podobnej sytuacji. mieszkam u faceta (podobnie sie u nas zaczeło jak u ciebie). swego czasu matkowalam siostrze mojego chłopaka który został dla niej rodzina zastepcza. teraz mieszkamy tez z nia i jego ojcem nieodpowiedzialnym kompletnie a ja choc całosc zarobionych pieniedzy wkladam w nieswoje mieszaknie to jestem traktowana gorzej jak niechciany pies. rozwazam wyprowadzenie sie bo juz mam dosyc takiego zycia w niepownosci i bycia na czyis warunkach
Zamieszkalismy razem po 3 miesiącach.
Kwestia mieszkania studenckiego, taniej we czwórkę niż we dwie.
Ale nie narzekamy, poznajemy się bardziej :)
ja chodziłam ze swoim lubym 3 lata zanim się do niego przeprowadziłam. Zamieszkałam z nim jak już zaszłam w ciażę i zapadła decyzja o ślubie w lutym '06 (pobraliśmy sie w czerwcu '06).
Myślę ze to zcaliło nasz związek. Oddaliśmy się przygotowaniom na przyjęcie maleństwa w naszym wspólnym gniazdku i częstemu przytulaniu się. Fajnie było wracać do jednego domu, ja ze szkoły on z pracy.
Sądzę ze to było o niebo lepsze rozwiazanie, niz jakbym miała dojeżdżac w ciazy do szkoły 23km w tą i spowrotem, a jego widziec tylko co drugi weekend przez 4h u mnie w domu. Teraz juz mijają 3 lata jak mieszkamy razem, oczywiscie tez doszła ta nowa kategoria kłótni o skarpetki czy bałagan w łazience po kąpieli, ale na tym polega docieranie sie w związku.

co do tego kiedy razem zamieszkać, przede wszystkim jak się jest pewnym ze właśnie z ta osobą chce sie żyć. Nie wiem dokładnie po jakim czasie bycia z sobą, to juz zależy od indywidualnych związków. Jednakze jestem zdania ze zdrowo jest poznać swoje mieszkaniowe przywary jeszcze przed ślubem, bo czasem faktycznie może wyjść na jaw coś cholernie denerwującego, co doprowadza do szewskiej pasji, ale jak już sie jest związanym to niestety bezproblemowego wyjscia i trzaśnięcia drzwiami -nie ma.
Zamieszkalismy razem 3 miesiace po poznaniu :) Wlasciwie ledwo co sie znalismy, wspolne mieszkanie wiele pomoglo, od poczatku bylo super, nie bylo zgrzytow o skarpetki jako, ze z miejsca oznajmilam, ze jestem pedantka :)
Zamieszkaliśmy ze sobą po miesiącu znajomości, podczas której on pracował w innym mieście. Pewnego razu przyjechał na weekend i już został. Po pół roku, gdy po raz któryś z rzędu wrócił o 5 nad ranem wmawiając mi, że szedł 20 km piechotą kazałam mu się spakować. W zasadzie, to takich ciekawych grzeszków było mnóstwo, ale temat nie o tym.
Moim zdaniem dobrze się stało, bo, gdyby to miał być związek na odległość, to pewnie ciągnąłby się jeszcze przez kilka miesięcy, albo i lat, a i tak byśmy się nie poznali. Tak było ostatnio :(
Reasumując - dobrze jest wcześniej pomieszkać razem, zobaczyć czy ta druga osoba jest skłonna do kompromisów, czy my sami jesteśmy do nich skłonni...
nie mieszkaliśmy ze sobą przed ślubem ale wiele razy nocowaliśmy u siebie...
Cytat:
Po jakim czasie znajomosci, związki zamieszkaliscie ze sobą . Po pół roku około.

Cytat:
Jak to na Was wpłynęlo tzn czy fakt wspólnego mieszkania scalił wasz związek, czy go rozbił? Tja nie miał wpływu na związek, ale marnowało się mniej jedzenia. Ogólnie we dwójkę się łatwiej mieszka niż samotnie.

Cytat:
Czy macie jakąs zasade jesli chodzi o zamieszkanie ze sobą? Nie, totalny spontan i potrzeba chwili.
Po 5 latach, ALE wcześniej było mnóstwo sytuacji, kiedy pomieszkiwalismy razem 2,4,8 tygodni. Ze względu na odległosc od samego początku tak było. Kłótni o pierdoły uniknąc się nie da, ale wszystko jest do wypracowania, potrzeba tylko dobrej woli. Na początku na pewno zcaliło nas to jeszcze bardziej. Od początku wiedzieliśmy, że chcemy mieszkac razem, z wielu względów nie było to możliwe wcześniej.
jakoś ciężko mi to przyjąć ale na dzień dzisiejszy tak sobie cenie niezależność że miałabym opory przed zamieszkaniem z mężczyzną, chociaż całkiem niedawno tego chciałam.

zaskakujące też jest dla mnie to że znam dwie 25 latki które zamieszkały/zamieszkają z mężami właśnie w dzień ślubu... mimo iż miały te same mieszkania do dyspozycji przed ślubem. Sądziałam że takie rzeczy juz się nie dzieją ;) ale to chyba kwestia rodziców w tych przypadkach, tak myślę.
Cytat:
zaskakujące też jest dla mnie to że znam dwie 25 latki które zamieszkały/zamieszkają z mężami właśnie w dzień ślubu... mimo iż miały te same mieszkania do dyspozycji przed ślubem. Sądziałam że takie rzeczy juz się nie dzieją ;) ale to chyba kwestia rodziców w tych przypadkach, tak myślę. Tak, masz rację, w większości rodziców, ja miałam taką samą sytuacją jak twoje koleżanki....
Bardzo chciałam wyjść za mąż, mieć dzieci, rodzinę, a nie nie żyć na kocią łapę.
I drugi raz zrobiłabym to samo. Choć swoim dzieciom, nie będę zabraniała.
My najpierw byliśmy ze sobą dwa lata, wyjazdy, nocowanie itd. ale zamieszkaliśmy razem dopiero po ślubie:)
I cieszę się z tego bo to było takie magiczne że nie dosyć że noc poślubna to jeszcze pierwsza wspólna noc w naszym gniazdku:) Mieszkanie skończyliśmy remontować dwa tygodnie przed ślubem:P więc o mieszkaniu razem wcześniej i tak mogliśmy zapomnieć.

Czy zamieszkanie razem scaliło nasz związek? Baaardzo. Dopiero wtedy poznaliśmy swoje małe wygody i dziwactwa. Myślałam że znam partnera na wylot a potem się okazało że odkrywam go na nowo:)
Ja jeszcze nigdy nie mieszkałam z mężczyzną, śmieszne, bądź nie, ale mam dwadzieścia lat. Natomiast nigdy nie byłam w tak poważnym związku jak teraz. :)
Moje podejście jest takie, że chciałabym zamieszkać przed ślubem, jak już kiedyś do niego dojdzie. :) Nie na próbę, po prostu żeby się jeszcze lepiej poznać, swoje wady, zalety. Znam wiele małżeństw, gdzie ludzie nie mieszkali ze sobą wcześniej, a po ślubie nagle szok, bo ona przed każdym wyjściem przesiaduje 3h przed lustrem w łazience, a on jest okropnym bałaganiarzem. Niby drobnostki, co dla poniektórych, ale z tych drobnych spraw mogą się potem wytwarzać całkiem realne sprzeczki i kłótnie. ja chciałabym poznać mojego partnera "dogłębnie" przed tak ważną decyzją jak ślub, założenie rodziny. :)
Poza tym mogę nie być gotowa jeszcze na małżeństwo i rodzinę, a na wspólne mieszkanie tak. mnie to jak najbardziej odpowiada. Jak kiedyś do tego dojdzie to napisze w tym temacie ile czasu zajęło nam podjęcie tej decyzji. :)
Zamieszkaliśmy ze sobą po dwóch latach bycia razem - skończyliśmy studia i poszukaliśmy wspólnego kąta dla dwojga, na studiach nie mieliśmy takiej możliwości. Ślub był formalnością prawną - nie potrzebowaliśmy papierka dla nas, tylko na wypadek problemów, z którymi spotykają się pary żyjące w związkach nieformalnych - po dwóch latach mieszkania razem... żyjemy nadal ze sobą i jesteśmy z tego powodu szczęśliwi
jesteśmy ze sobą już chwilę, często nocuję u mojego mężczyzny, w trakcie roku akademickiego on przyjeżdża do mnie na weekendy... ale nie ukrywam, że chciałabym już zrobić krok naprzód i zamieszkać razem.
Pierwszy raz zamieszkałem z dziewczyną na studiach po 4 latach bycia razem. Chyba to było na trzecim roku. Aby nasi rodzice za bardzo się nie burzyli, to się zaręczyliśmy. Pomieszkaliśmy tak z sobą z trzy lata i... rok przed ślubem się rozstaliśmy. Wspólne mieszkanie dużo w naszym związku zmieniło. Napiszę tak, że po czterech latach bycia razem tak na prawdę nie znałem mojej parterki. Dla ścisłości rozstaliśmy się z innych powodów.

Z drugą dziewczyną zamieszkałem prawie po roku znajomości. Ale z racji tego, że dojeżdżała do pracy prawie 30km, a ode mnie miała dosłownie dwa przystanki tramwajowe to często wcześniej zostawała u mnie na dwa, trzy dni. Pomimo tego, że razem mieszkaliśmy to i tak byliśmy maks dwa tygodnie razem - taka praca. Ten związek też nie potrwał za długo. Ale to już inna historia.

Z trzecią dziewczyną zamieszkałem... jeszcze za nim ją poznałem ;) Córka znajomych rodziców nie dostała akademika. Ci znajomi rodziców nie mieli, żadnej rodziny ani znajomych w Wa-wie. Początkowo miała mieszkać u mojej siostry, ale jej urodziło się dziecko, a moje mieszkanie stało praktycznie puste. Praktycznie puste, bo np. w zeszłym roku spędziłem ponad 200 dni w delegacji. Najlepsze było to, że siostra "zakwaterowała" ją u mnie pod moją nieobecność. Niby mówiła mi o tym z dwa tygodnie wcześniej, ale myślałem, że to tylko na dwa czy trzy dni.
łajf przed ochajtaniem w grom czasu u mnie kimała jeszcze jak mieszkałem w akademiku, ja tez dość czesto kimałem u niej na wsi, szczególnie przy weekendzie jak jechałem w kawalerke, och słodkie to były czasy :cool:
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © BWmedia