ďťż

O co chodzi...?

BWmedia
O co chodzi...?
  hmm...sprawa wygląda następująco:
Łączyła mnie kiedyś z kimś przyjaźń, mówię oczywiście o mężczyźnie, a właściwie chłopaku(obecnie mamy po 18 lat). Pewnego razu powiedział mi, że bardzo mu na mnie zależy, że nie jestem już dla niego tylko przyjaciółką. Było to podczas jednej z imprez, wiadomo alkohol rozwiązuje język... powiedział o wiele, wiele więcej...zdecydowaliśmy się porozmawiać o wszystkim następnego dnia. Odkryłam, że dla mnie też jego osoba nie jest obojętna. No cóż...związek przetrwał miesiąc...wiadomo, byliśmy niedojrzali, nie mówię, że teraz jesteśmy. Źle się czułam będąc z nim...tzn. czułam pewne obciążenie, to nie dawało mi szczęścia...poza tym on nigdy nic nie mówił o nas, o swoich uczuciach, niezbyt często sobie o mnie przypominał...jedynie pod wpływem alkoholu był najukochańszym, najtroskliwszym, prawie idealnym facetem. Po rozstaniu przestał się do mnie odzywać. Próbowałam...nie wychodziło, był niedostępny...Czułam, że kocham go platonicznie(nadal tak mi się wydaje), ale nie możemy być razem...
Jakiś czas po rozstaniu poprosił mnie o rozmowę, powiedział, że bardzo mu się podoba moja koleżanka, że ufa mi, że chciałby żebym mu pomogła...hmm...szczerze mówiąc oczekiwałam czegoś innego z jego strony, myślałam, że wyjaśnimy sobie naszą kwestię, no ale...
W ostatnie wakacje spotkaliśmy się na Woodstock'u. Wiadomo, znowu pod wpływem zaczął mówić...na początku wygarnął mi wszystkie swoje żale...potem mówił jak bardzo jestem idealna w jego oczach, jak mu ciężko, przepraszał...spędziliśmy dwa dni razem...potem cisza... Jakoś na początku października zainicjowałam rozmowę, przez gadu-gadu, bo niestety opcja rozmowy w cztery oczy odpadła, bo jakoś nie potrafiliśmy już chyba rozmawiać...poza tym, znałam go na tyle, że wiedziałam, że się nie uda. Wyjaśniliśmy sobie conieco. Powiedział, że po rozstaniu szybko się otrząsnął, że nic wielkiego się nie stało, że tylko szkoda mu było przyjaźni, bo jest niewiele osób, którym ufa, a ja jestem jedną z nich.
Od tamtego czasu przyjaźń zaczęła się rozwijać...dość szybko...było dobrze, lepiej niż przedtem. Aż pewnego razu(dwa miesiące temu) nocowaliśmy u kolegi, spał obok mnie, przytulił się mocno i zaczął całować...całowaliśmy się przez całą noc...obydwoje mieliśmy akurat problemy "sercowe", następnego dnia oczywiście ja zaczęłam rozmowę na ten temat, stwierdziłam, że obydwojgu to było potrzebne, że przecież nic takiego się nie stało, żebyśmy przeszli z tym do porządku dziennego. tak też się stało...a może to tylko złudzenie...
Tydzień później moje sprawy sercowe się rozwikłały, zaczęłam się spotykać z kimś innym...wszystko się układało pomyślnie...jednak byliśmy zmuszeni do zrobienia sobie przerwy(ale teraz nie o tym :) ). Drugiego dnia świąt ( 2006 r. ) bohater mojego wywodu zadzwonił, pijany...powiedział, że tęskni za mną, że cały czas czeka...że chciałby żebym teraz z nim była, poprosił żebym obiecała, że następnego dnia jak się spotkamy(kroiła się impreza u niego) przytulę go bardzo mocno, że porozmawiamy...mówił jeszcze bardzo wiele...powiedział, że jest coś, ale boi się tego powiedzieć, boi się, że nie wytrzyma tego wyznania. Płakał...
Następnego dnia zachowywał się w miarę normalnie, kiedy już wszyscy byliśmy w nastrojach, okazało się że nie ma cytryny do Tequili, poszliśmy po nią razem...zaczęliśmy rozmawiać, on chciał żebym powiedziała, co czuję, co u mnie...ucieszył się kiedy powiedziałam, że nie jestem z tamtym...pocałował mnie...wróciliśmy...byliśmy przez jakiś czas oddzielnie...wtedy przysiadł się do mojej najbliższej koleżanki, którą z resztą też bardzo lubi, rozmawiali, zaczął się żalić, że nie wie, co ma ze sobą zrobić. Kleił się do niej, jak to po alkoholu...
Potem tańczyliśmy, resztę wieczoru spędziliśmy razem...
kolejny dzień...przedłużenie imprezy...nie chciał mnie wypuścić, nie chciał, żebym szła do domu...odprowadził mnie na przystanek, czekaliśmy na autobus (aż 2 godziny...). Zaczął rozmowę, tym razem on nieco ośmielony dawką alko, powiedział, że czuje się jak jeden z wielu w moim życiu, choć dzień wcześniej z tego, co mówiłam wynikałoby co innego(źle zinterpretował moje słowa...pytał, czy jest tylko moją zabawką, odpowiedziałam zupełnie szczerze, że nie, że jest też przyjacielem...). Powiedział, że przeprasza, że cały rok się nie odzywał, że czuje, że do mnie dojrzał, że nie może już się więcej oszukiwać, że to, co mówił o tamtej koleżance, że to wszystko, co z nią związane to była tylko próba ucieczki ode mnie, że wcześniej mówił, że rozstanie mało go obeszło, żeby ocalić dumę...całowaliśmy się...jakoś nie potrafiłam powiedzieć nie, ale w pewnym momencie ocknęłam się i powiedziałam dokładnie, co sama czuję, że kocham go jak brata, że jest mi z nim dobrze, ale że czuję, że to byłoby bez sensu, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki...Niespodziewanie przyjechał autobus...on tylko krzyknął "Kaja, nie zostawiaj mnie..." widziałam łzy...ale...musiałam jechać...
Następny dzień...spędziliśmy go razem z przyjaciółmi(należymy do jednej paczki). Oczywiście imprezowanie zaczęło się od wypicia kilku piw i wyruszenie na clubbing... On będąc już pod lekkim wpływem przykleił się do tej samej koleżanki, co wcześniej, zaczął się żalić...mówił trochę o mnie...potem kiedy impreza była w rozkwicie, przytulił się do mnie, tulił się, głaskał, zaczął całować...
Wróciliśmy do mnie, wszyscy... Jakoś nie mogliśmy przestać...całowaliśmy się...potem wylądowaliśmy w jednym łóżku...sami...wiadomo...
Kochaliśmy się...choć mówiłam mu, że nie chcę...że nie jestem pewna...nie słuchał mnie...Choć byłam pijana, nie mogłam zasnąć...
Rano prawie nie rozmawialiśmy...płakać mi się chciało...źle się czułam...
Wyszedł
Potem prawie cały dzień się nie odzywał
Powiedział "przepraszam"

Kolejna impreza...Znów przylepił się do tej samej dziewczyny...i nie odkleił się do momentu kiedy nie dostał tego, co chciał...
Znowu nocowaliśmy u mnie, oni razem, a ja z resztą ekipy w sypialni... leżeli tak razem do następnego dnia...co najmniej do 16. Byłam sama z jego kumplem, jeszcze na lekkim rauszu...ja w niezbyt dobrym stanie psychicznym...no wiadomo...

Nie odzywa się do mnie prawie wcale.
Dopiero kiedy ta koleżanka, o której wspominałam powiedziała mu, że chyba powinien ze mną porozmawiać(powiedziałam jej, co się stało...) odezwał się. Rozmawialiśmy... powiedział tylko przepraszam i że przez te dni...że mówił jakieś głupoty. Zero wyjaśnień...

Niewiele rozumiem...
Twierdzi, że zależy mu na tym, żebyśmy pozostali w dobrych stosunkach, ale nic ku temu nie robi...
I jeszcze z moją najlepszą przyjaciółką...ech...
Powstał wielki mętlik...
I jeszcze ostatnio...wróciłam do tego, z którym byłam przed całym zajściem(on wie o tym, co się stało...) i kiedy wczoraj wracaliśmy z kolejnej wspólnej imprezy na miejsce noclegu on nagle zniknął...zadzwoniłam...powiedział, że będzie na nas czekał na miejscu, ze nie może z nami iść...

Dlaczego on tak robi...?
Boli mnie to cholernie...


Cytat:
Łączyła mnie kiedyś z kimś przyjaźń, mówię oczywiście o mężczyźnie, a właściwie chłopaku X (...) Dlaczego on tak robi...?
Boli mnie to cholernie...
Gdybyś dopisała sobie w miejscu X - "a tak naprawdę to dziecku", sama uzyskałabyś odpowiedź na swoje pytanie.
Jak dla mnie to zwykly frajer/cfaniak, zali sie kazdej pokolei chyba tylko po to zeby ja przeleciec, a Ty bylas pierwsza z brzegu i juz sie dalas, gratuluje. Teraz kolej na inne.
zgadzam sie z wypowiedzia Dromadera. Jestes naiwna i to strasznie. Kolo narabany klei sie do twojej kumpeli potem podchodzi do ciebie i klei sie do ciebie. Dobrze to ujełś "nie odszedl dopuki nie dostał tego czego chciał"-czy jaos tak to było. Kolo wie ze chce cie przeleciec, puszcza ci jakies tanie teksty typu "nie zostawiaj mnie" - a ty łykasz to jak zaba muchy. No prosze cie ja mam 18 lat, robie bledy w ortografii i to straszne ale nigdy nie bylam az tak naiwna. Zastanow sie gleboko czy bedziesz spała z kazdym czy bedziesz robic selekcje wsrod partnerow? Uwazaj bo łatke łatwej - mozna szybko przykleic a pozbyc sie jej jest trudno. Nawet nie wiesz jak moga cie obgadywac za plecami.


hmm...wiem, jestem naiwna. Chciałam tylko się upewnić, czy Wy też tak o nim myślicie jak ja... Tylko zauważcie, że sprawa jest troszkę bardziej złożona...a może mi się tylko wydaje... :|

pozdrawiam
Ja tu żadnej złożoności nie widzę - współczuje Ci takich przeżyć.
Pogoń kolesia ze swojego życia, bo przez takie zachowanie nawet na przyjażń nie zasługuje.
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © BWmedia