ďťż
BWmedia
Pesymizm zniszczy 5-letni związek? poradźcie!
Problem wygląda tak: Jesteśmy z partnerem razem 5 lat, nie było deklaracji małżeństwa, wspólnego mieszkania, dzieci, raz bywało lepiej raz gorzej, były kryzysy, nawet jedno rozstanie, ale ogólnie oceniam związek jako szczęśliwy, jeśli czegoś mi brakowało komunikowałam to partnerowi, on również, chociaż jest takim typem człowieka, który nie lubi poruszać niewygodnych tematów. Ja w obecnej chwili jestem na 6-tym roku studiów (robiłam dwa licencjaty), który jest I rokiem moich studiów magisterskich. On zrobił mgr, pozostała mu tylko obrona, prawdopodobnie w grudniu. Więc w zasadzie ma teraz rok przerwy, przerwy bo od przyszłego roku zamierza studiować na kierunku lekarskim, płatnie (10000 za semestr). On od 2 lat pracuje na etacie (łączył pracę zawodową ze studiami dziennymi przez 2 lata), ja pracuję dorywczo, studiuję dziennie. Moje przemyślenia nad tym jak będzie wyglądało nasze życie w czasie kiedy on będzie studiował zaczęły się już jakiś czas temu, mówiłam mu o tym, ale on nie podejmował zbyt ochoczo tematu. Próbowałam z nim rozmawiać, przekonywać że może te studia to już zbyt dużo i zbyt późno, on trwał przy swoim. Więc ja już się pogodziłam z ta myślą, że będzie ciężko przetrwać ten czas, bo to są wymagające (czasochłonne) studia i do tego kosztowne. Dzisiaj usłyszałam, że on nie chciałby mnie „wpędzać w lata”, że jesteśmy na innych etapach w życiu, że ja naturalny tokiem za 2-4 lata będę chciała mieć dziecko, że hormony itd., a on nie będzie gotowy, że nie będzie mi w stanie zapewnić tego czego będę potrzebowała, że prawie nie będzie go w domu, że będę prawdopodobnie czuć się samotna, że będę cierpiała z tego powodu, że być może będzie mu bardziej zależało na pracy niż na rodzinie i że to byłoby egoistyczne z jego strony być teraz ze mną, a potem mi tego odmówić (dziecko, normalny dom), że generalnie jedno z nas będzie cierpiało, że on chce dla mnie jak najlepiej. Że teraz mam jeszcze czas żeby kogoś poznać. Mówił w tym wszystkim że mnie kocha , że mu ma mnie zależy, ale że tak byłoby najlepiej gdybyśmy teraz się rozstali, dopóki mamy dobre wspomnienia, żeby nie doszło do tego że to się rozsypie w kłótniach. Że gdyby widział nadzieje, że nam się uda, że przetrwamy ten czas byłoby inaczej ale on nie widzi rozwiązania tej sytuacji. Ja natomiast oczywiście chce walczyć! Dlaczego mam zrezygnować ze związku dlatego że coś kiedyś może się nie udać?! Powiedziałam mu że przecież mamy rodziców, oni są bardziej doświadczeni, mądrzejsi, że może nam pomogą. Poza tym oczywiście ja wiem co jest dla mnie najlepsze, że to z nim chcę budować przyszłość, że nawet nie spróbowaliśmy wspólnego mieszkania. Że może powinniśmy wspólnie zamieszkać (w tej sytuacji albo z moją mamą, albo z jego rodzicami), że nie powinniśmy odpuszczać tylko dlatego że coś kiedyś może być, że trzeba zaryzykować. A on się boi tego ryzyka, boi się chyba że nie podoła wszystkiemu. Jestem przerażona tym co usłyszałam, boję się, stresuję, nie mogę na niczym skupić Nie liczę na rozwiązanie, bo to niemożliwe, ale co o tym sądzicie, jak ja powinnam z nim rozmawiać? Ja widzę że być może mamy szansę, patrzę optymistycznie (chociaż obraz na te kilka lat jest raczej szaro-bury), on natomiast totalny pesymizm! Kogo się poradzić? Zwrócić się do jego rodziców, aby to przedyskutować? Nie wiem. Piszcie. Ajajaj...się porobiło... Cytat: Dzisiaj usłyszałam, że on nie chciałby mnie „wpędzać w lata”, że jesteśmy na innych etapach w życiu, że ja naturalny tokiem za 2-4 lata będę chciała mieć dziecko, że hormony itd., a on nie będzie gotowy, że nie będzie mi w stanie zapewnić tego czego będę potrzebowała Sajana, Twój partner tak sobie wszystko dokładnie przemyślał i tyle znalazł przeszkód, ale na to, że potrzebujesz właśnie jego nie wpadł? Wiesz, wyczuwam tu nie tyle rezygnację, co strach przed stabilizacją. Co z tego, że studia, że praca i wydatki? We dwoje przecież zawsze łatwiej podołać wszystkiemu. A dzieci nie zające, nie uciekną. Chyba, że Twój partner w ogóle nie chce mieć dzieci i jeszcze Ci tego nie powiedział albo nie wie, jak to zakomunikować, gdyż to dość drażliwa kwestia. Cytat: Że gdyby widział nadzieje, że nam się uda, że przetrwamy ten czas byłoby inaczej ale on nie widzi rozwiązania tej sytuacji. Tam, gdzie dwojgu ludzi na sobie naprawdę zależy, tam jest i nadzieja. Nie rozdzieli ich nic, czy to praca, obowiązki, odległość, czy czas. Wszystko jest do przejścia, nawet to, co na pierwszy rzut oka wydaje się być nie do przekroczenia. Cytat: Ja natomiast oczywiście chce walczyć! Dlaczego mam zrezygnować ze związku dlatego że coś kiedyś może się nie udać?! Na Twoim miejscu również bym się nie poddawała. Może to strach, może rezygnacja, a może tylko chwilowe zwątpienie? Przede wszystkim nie duście w sobie tych emocji i wątpliwości. Porozmawiajcie raz, drugi, trzeci, dziesiąty, a powinno się pojawić optymalne wyjście z tej sytuacji. We dwoje dacie radę, natomiast gdy jedno już sobie odpuściło, to nie ma mocnych, by dalej pociągnąć ten wóz. Sajana, życzę Wam powodzenia, bo nic więcej doradzić nie umiem. PS. Dodam tylko, że lekarze często pracują ponad normę i nie mają wiele czasu na życie prywatne, a mimo tego zakładają rodziny, mają dzieci i są szczęśliwi. To po prostu inna organizacja czasu niż np. w rodzinie, gdzie małżonkowie siedzą po 8 godzin w biurze i finito. Piszesz tutaj ze chcesz walczyc. A co mu odpowiedzialas? Moze on potrzebuje zapewnienia z twojej strony ze jestes gotowa walczyc i chcesz byc z nim za wszelka cene. Albo... uczucie zaczyna wygasac i on nie jest pewny czy chce z tboa byc. Tak czy inaczej powiedz mu to co napisalas w temacie i porozmawiajcie miedzy soba, ja bym nie mieszal w to rodzicow, po co oni maja sie wtracac w wasze sprawy? Nikt nie wie lepiej od was samych jak jest miedzy wami i jak moze byc... Moge poradzic: szczerosc, rozsadek, uczucie :] Cytat: Chyba, że Twój partner w ogóle nie chce mieć dzieci i jeszcze Ci tego nie powiedział albo nie wie, jak to zakomunikować, gdyż to dość drażliwa kwestia. chce, bo rozmawialiśmy o tym, z tym że ja byłam i w zasadzie nadal jestem zdania, że chciałabym urodzić przed 30, a teraz może się okazać że nie wszystko byłoby po mojej myśli. dzięki za choć odrobinę nadziei, bo ja tu siedzę i łzawię :( musiałam się gdzieś wygadać innych możliwości dziś nie miałam... ed. Blue0 oczywiście że ja to wszystko i może więcej powiedziałam, rozmawialiśmy, tyle że to nie jest kwestia jednego zakomunikowania swojego zdania. Cytat: chce, bo rozmawialiśmy o tym, z tym że ja byłam i w zasadzie nadal jestem zdania, że chciałabym urodzić przed 30, a teraz może się okazać że nie wszystko byłoby po mojej myśli. Czyli coś za coś. Pozostaje Ci wybór między dzieckiem przed trzydziestką a obecnym partnerem... Choć moim zdaniem nie powinniście się martwić na zapas, że nie będzie czasu, pieniędzy, czy możliwości, bo z planowania często figa wychodzi. Ja zdałabym się na los, bez rozpatrywania wszystkich możliwych wersji tego, co może być i jak może być. Facet ma rację. Patrzy przyszłościowo. Znajdź kogoś komu będzie zależało na WSPÓLNYCH celach. Za jakiś czas kiedy zegar biologiczny Ci zadzwoni będziesz żałowała, że nie odeszłaś. Potem minie kolejne parę lat nim inny mężczyzna zdecyduje się na rodzine. A Ty będziesz w sobie tłumić swoje potrzeby. O masz...kolejny przypadek, gdzie facet zwyczajnie tchórzy, pomimo że kocha. Ewidentnie kariera jest dla niego bardzo wazna i zdaje sobie sprawę, ze moze byc Wam ciezko,ale do jasnej cholery, w dzisiejszych czasach w ten sposob zyja wszyscy odrobinę ambitniejsi ludzie, którzy gonią za karierą i kasą. Znam kilka takich par, które widują się moze raz w tygodniu a w dodoatku razem mieszkaja i wychowuja dzieci. Przeraza mnie to jak cholera, ale chyba z dwojga zlego lepiej miec dla siebie mniej czasu,ale jednak byc ze sobą niż zyc tą swoją karierą ( która jak wiadomo moze okazac się bardzo krucha). Twoj facet jest jeszcze młody i moze nie do konca to rozumie..Najwazniejsza jest teraz dla niego samorealizacja i woli sam to skonczyc niz ryzykowac,ze to Ty kiedys nie wytrzymasz..Nie wiem jakie slowa moglyby go przekonac..Moze plynace z ust osob starszych i doswiadczonych. Masz dobre uklady z jego rodzicami? Moze wstawia się za przyszla synowa jak dowiedza się co się swięci? Jakby nie bylo, on juz 'wpedzil Cię w lata'..chce dla Ciebie jak najlepiej ? Kocham takie teksty..najlepiej to moze chciec dla Ciebie mama. Twoj mezczyzna ma walczyc o Ciebie, o Was i starac się o Twoje szczescie, owszem, ale przy Twoim boku.. Nie mam niestety zaklecia, ktore zmieni jego tok myslenia..sam musi zrozumiec, ze nie moglby bez Ciebie zyc. W najgorszym przypadku skonczy się rozstaniem,a za miesiac bedzie blagal,zebys wrocila. No moje oko to facetowi nieszczególnie na tobie zależy- i chce zerwać w miarę delikatny sposób. Chciałem to napisać ale mnie rojze uprzedziła. Szukanie tysiąca wymówek do tego, że chce być sam a Ty mu po prostu chyba wadzisz? Czytaj: święty spokój i do przodu. Nie jest to łatwa sytuacja, ale pamiętaj, że teraz kobiety w wieku 30 lat rodzą i nic im się złego nie dzieje. Swoją drogą jeżeli będzie pracował i studiował, to zawsze jakieś pieniążki się znajdą. Wiadomo medycyna jest cholernie droga, do tego strasznie trudna, ale czy nie dał by rady na dziennych? Może wtedy nie szło by tyle kasy w to, a znalazł by pracę w zawodzie, mimo dziennych studiów. Zawsze jeżeli później będziecie chcieli mieć dziecko to ty będziesz mieć trochę pieniążków, on mimo że będzie na dziennych i jakoś to wyjdzie. Cytat: No moje oko to facetowi nieszczególnie na tobie zależy- i chce zerwać w miarę delikatny sposób. no właśnie nie wydaje mi się że tu leży problem, 'wysondowałam' go pod tym względem, nie wyczułam tego. dwa lata temu miał takie zwątpienie w uczucia, szczerze mówił wtedy, że nie jest pewien tego co czuje (ja coś takiego przechodziłam chyba po wspólnych 2 latach), ale to chyba normalne zjawisko w czasie kiedy fascynacja przygasa. niestety doswiadczenie pokazuje ze fakty na ktore zwrocila uwage sis dwodza tylko tego ze facet w miare bezbolesnie dla ciebie chce zakonczyc zwiazek ktorego z jakiegos powodu ma dosc uslyszalam cos poniekad podobnego jakis czas temu a niedlugo pozniej zwiazek zakonczyl sie jednak z hukiem [co okazalo sie dla mnie ogromnym szczesciem] jedno wiem napewno jesli ktos kocha cie naprawde to nie wyskoczy tak z dupy z pomysłem rozstania tylko nie wiem jak mozna po 5 latach tak sie ...rozmyslic? Cytat: no właśnie nie wydaje mi się że tu leży problem, 'wysondowałam' go pod tym względem, nie wyczułam tego. nie wyczułaś tego, że chce z Tobą zerwać pomimo tego, że mówi Ci to wprost? yyy, eee... lol? : D Jak dla mnie, szanuje Cie,pewnie nie wie jak wybrnąć....ale to koniec...przynajmniej ja bym nie miała złudzeń,,, Wydaje mi się, że gdyby mu na Tobie zależało, starałby się być z Tobą pomimo trudności. Fajnie, gdyby porozmawiał z Tobą o Twoich oczekiwaniach i przedstawił swoje obawy, ale nie wmawiał Ci, ze będziesz nieszczęśliwa, że Wam się nie uda itp. Moim zdaniem szuka tylko wymówki, żeby się z Tobą rozstać i wmówić Ci, że tak będzie dla Ciebie lepiej. Wydaje mi sie , ze jak sie ludzie na prawde kochają to wszystkie przeciwnosci losu przezwyciezą, bo wiedza ze są na tyle sobie bliscy i potrzebni ze dadzą sobie ze wszystkim rade i zrobią wszystko by byc jak najdluzej i jak najczesciej razem. jesli tak jest to do glowy im nawet nie przyjdzie ze mozna chciec sie rozstac z jakiego kolwiek powodu - chocby rzeczywiscie waznego. To dosyć proste: związek mu się znudził, ma inną i ściemnia na potęgę.. Mimo wszystko myślę, że istnieją ludzie, którzy mogą być zakochani, ale boją sobie dać radę z problemami. Może jemu się to nawarstwiło. Wiadomo większość ludzi próbowałaby walczyć, ale może on do nich nie należy i woli się poddać żeby potem nie mieć wyrzutów, nie popadać w frustrację bo ty chcesz mieć dzieci, a on jeszcze nie. Na razie nic bym nie kończyła. Czas pokaże.. Cytat: To dosyć proste: związek mu się znudził, ma inną i ściemnia na potęgę.. Dobrze powiedziane. Cyka się jej ewentualnej reakcji i chce się bez większego hałasu wycofać. Cytat: Mimo wszystko myślę, że istnieją ludzie, którzy mogą być zakochani, ale boją sobie dać radę z problemami. 5 lat związku i zakochanie? Proszę Cię. Wtedy to już dojrzała miłość jest - przynajmniej wg. statystyk :goth: Raine - nazywać można to równie, nie chodzi o słowo. Nie widzę zbyt dużej różnicy między "być zakochanym", "kochać" czy żyć w "dojrzałej miłości". sister_lu - tak wiem, że ona chce o związek walczyć, chodzi mi tylko o to, że jak się nawarstwiają myśli typu: "nie dam rady" to czasami można we wszystko zwątpić i może partner Sajany po prostu zwątpił. Nie musi to oznaczać końca związku. Cytat: Nie widzę zbyt dużej różnicy między "być zakochanym", "kochać" czy żyć w "dojrzałej miłości". Zobaczysz jak będziesz min 5lat w związku :) Tak się składa, że jestem 5 lat w związku ;P Sajano, jesli nie jestes pewna, co jest grane, powalcz, upewnij się co do jego własciwych intencji. Może to byc trudne, i bardzo bolesne, ale przynajmniej bedziesz miała pewność, jak postąpić. Kiedys tak zrobiłam i dało mi to względny spokój "po" Powiem szczerze, że nie byłam zbytnio rozmowna, nie ciągnęłam tematu. potrzebuje to przemysleć, mieliśmy do tego wrócić. owszem, jak ktos napisał czyje sie tak jakby juz zapadł wyrok :/ ale musze sie do tego zdystansować. póki co jest tak jak było przed tą rozmową(komunikatem z jego strony) na razie celowo odwlekam decydujące pytanie "o co tak naprawdę chodzi?" zbieram siły, uspokajam się, chociaż to trudne... może lepiej byłoby gdybym juz miała jasna sytuację i wiedziała na czym stoje, ale nie mam tyle pary żeby teraz to pociągnąć. zastanawia mnie też to, dlaczego po tej rozmowie nie wrócił do siebie, tylko został u mnie do obiadu (rodzinnego- brat z żoną i dziećmi), poszliśmy wszyscy na spacer itd. Poza tym umawiał się z moim bratem na jakis wieczór, żeby sobie posiedzieć, pograć itd. Czy tak zachowuje się facet który chce się wymiksować ze związku? wczoraj spędziliśmy normalny jak dla nas wieczór, jakaś tam rozmowa / ze sobą, z jego rodzicami/, film, drinuś itd nie brakowało czułości z jego strony. kiedy ja przechodziłąm fazę "ty to jednak nie ty" nie mogłam sie zmusic do spotkan, a co dopiero do niewymuszonego okazywania czułości... mówi mi o swoich najbliższych planach, typu 'w piatek jade tu i tam, dziś wieczorem cos tam....' dostaje sprzeczne komunikaty w takim razie. może i się próbuje oszukiwać, ale jak mówią nadzieja umiera ostatnia. Za bardzo moim zdaniem kombinujesz, sądzę, że nie chciał Ci powiedzieć, że to koniec, tylko dać Ci do zrozumienia, że o Ciebie dba, sam jest zagubiony i chce żebyś znała jego nastawienie do całej sprawy. Bardzo dojrzałe zachowanie i myślę, że w jakiś sposób trzeba to docenić. To co często nam się wydaje jakąś zagadką, dla nich jest proste i jednoznaczne. Powie - myśli. Inaczej tak jak napisałaś, nie traciłby czasu na umawianie się z twoją rodziną. nie kombinuje, jedynie pisze jak wygląda ciąg dalszy. powiedzieliśmy sobie że wrócimy do tego tematu, ale mimo wszystko biorę pod uwagę opcje którą wymieniała tu większość osób... chciałabym wierzyć w to co napisałaś wyżej Ms.Madzia Wiesz nie zawsze faceci są tymi złymi.. czasami to co powiedzą to po prostu prawda. Ale tak jak mówisz to się okaże, na razie się nie dręcz za bardzo. Bo tak to jest, jak się nie kończy jednego a porządnego kierunku, tylko kilka do dupy. Dobry przykład dla maturzystów. PRZEMYŚLCIE WYBÓR CHOĆBY STO RAZY - I TAK ZAJMIE TO MNIEJ CZASU NIŻ STUDIOWANIE 3 RAZY No to się wyżyłem, a teraz do rzeczy. Jesteście podręcznikowymi ofiarami współczesnego, konsumpcyjnego podejścia do życia. Różnicie się tym, że Twój partner już zdaje sobie z tego sprawę. Bez zmiany priorytetów u obojga z Was, nie widać szans na uratowanie związku. Mam tu na myśli zmianę postawy polegającą na tym, że uświadomicie sobie, że jesteście dla siebie nawzajem ważniejsi niż n-te z kolei studia, k-ty z kolei fakultet, m-ty certyfikat. Tylko tą drogą możecie oboje próbować ratować Wasz związek. A jeśli nie, to dla obojga z Was najlepszym wyjściem jest zostanie signlem. Cytat: Mam tu na myśli zmianę postawy polegającą na tym, że uświadomicie sobie, że jesteście dla siebie nawzajem ważniejsi niż n-te z kolei studia, k-ty z kolei fakultet, m-ty certyfikat. Przykre, lecz prawdziwe. Pogoń za czymś więcej często czyni rzeczy istotne mało ważnymi. Im szybciej biegniesz, im zachłanniej po wszytko sięgasz, tym bardziej przestajesz dostrzegać to, co jest najważniejsze. Wiele cennych chwil można w ten sposób pogubić. Wielka szkoda. a widzisz e-romantic to nie tak, że on to sobie teraz wymyślił, zawsze tego chciał i próbował się dostać (chyba 2 czy 3 razy), teraz kiedy jest po studiach mgr ma mozliwość przyjęcia na te studia bez egzaminów ( na formę niestacjonarną). nie wyobraza sobie siebie za biurkiem, a w pogotowiu do konca zycia nie bedzie jeżdził bo to jednak w pewnym stopniu fizyczna praca. Cytat: nie wyobraza sobie siebie za biurkiem, a w pogotowiu do konca zycia nie bedzie jeżdził bo to jednak w pewnym stopniu fizyczna praca. wiesz, jesli argumentem by ksztalcic sie dalej w te strone ma byc "bo to jednak fizyczna praca" to jest nieco uwlaczajace takie podejscie. Cytat: wiesz, jesli argumentem by ksztalcic sie dalej w te strone ma byc "bo to jednak fizyczna praca" to jest nieco uwlaczajace takie podejscie. nie rozumiem tego co napisałeś. chciałbyś żeby kiedyś reanimował Cię 55-latek z reumatyzmem? albo żeby Twoją żonę znosił na noszach nie całkiem juz pewnie w formie 60-latek? są pewne zawody w których wiek ma znaczenie. sajana Z twojej wypowiedzi wynikalo, ze praca fizyczna jest zla, bo to praca fizyczna, a nie dlatego, ze nie powinien jej wykonywac przez cale zycie bo moze niesc zagrozenie wykonujac ja w wieku zbyt podeszlym. Z reszta jak zyje nie spotkalem jeszcze sanitariusza w wieku lat 50-60. Cytat: Z reszta jak zyje nie spotkalem jeszcze sanitariusza w wieku lat 50-60. otóż to :) poza tym nie ma już czegos takiego jak sanitariusz w pogotowiu ratunkowym, wszyscy sanitariusze mieli obowiązek pójśc na studia jeśli chcieli pracowac po reformie. [na marginesie w pogotowiu może pracować kierowca, lekarz, pielęgniarz (też już niedługo) lub ratownik medyczny (oboje mamy taki zawód).] Kilka wyjaśnień bo zasialiście we mnie ziarno zwątpienia: Rozmawiałam dziś z nim na ten temat, a raczej poczyniłam wstęp do jutrzejszej rozmowy - poprosiłam żeby mi uczciwie powiedział czy to co usłyszałam było prawdziwe, czy to przykrywka żeby zakończyć związek z innych powodów (nie kocha mnie, ma inną). odpowiedział mi że tak, to było prawdą i ja mu wierzę, więc nie wkładając mu w usta tego czego nie powiedział, co teraz proponujecie? jutro się spotykamy, oczywiście postaram sie powiedzieć mu o wszystkich rzeczach które przyszły mi do głowy na ten temat, rozwiać jego wątpliwości jakoby miał się sam borykać z tym problemem, pokazać że będę go wspierać, że chcę zaryzykować, że wierzę że się nam uda. ale mimo to czuję że on na 90% jest przekonany do swoich racji. powiedział że to nigdy nie jest 100%, że gdybyśmy wygrali w totka albo gdyby któreś z nas odziedziczyło mieszkanie... chcaiąłbym go przekonać/namówić żeby wprowadził się do mnie i do mojej mamy, ale czarno to widzę :/ Wiesz może boi się, że mieszkanie z twoją mamą zepsuło by waszą intymność. Lecz jeżeli miało by to na ten trudny czas ułatwić wam życie, to dlaczego nie? Przedstaw to w ten sposób, że będziecie wtedy razem codziennie, chociażby parę godzinek. A przypomnij mi mieszkacie w tym samym mieście? Myślę, że on na razie za bardzo przesadza. Jak się ułoży tak się ułoży. Jednak jeżeli na prawdę dla ciebie późne macierzyństwo to będzie przeszkoda to postarajcie się podczas rozmowy zastanowić nad tym jakie widzicie tego wyjścia. oboje mieszkamy do Warszawą, po różnych stronach Wisły, żeby do siebie pojechać musimy jechać przez Wawę. z tym mieszkaniem u mnie to raczej kwestia tego że bedzie się źle czuł, moja mama jest trochę marudna w sensie że narzeka czasem sobie pod nosem i mnie tez to w zasadzie męczy więc rozumiem go trochę. ale tak jak pisałm wyżej powiedział cos w stylu że on nie chciałby przeciągać nieuniknionego... Teraz to już wam chyba tylko zostaje szczera rozmowa we dwoje. Bo szczerze raz brzmi to tak jakby chciał dla Ciebie dobrze, jakby mu zależało, a z drugiej strony jakbyś była dla niego ciężarem bo on chce robić karierę. Myślę, że nie wiele zależy tu już od niego, ale od Ciebie. Czy chcesz być z kimś takim? Cytat: moja mama jest trochę marudna w sensie że narzeka czasem sobie pod nosem i mnie tez to w zasadzie męczy więc rozumiem go trochę. Zamieszkanie z rodzicami to wybór najgorszy z możliwych. Gdyby jeszcze w taki sposób, że rodzice na jednym piętrze, a Wy na drugim, to można by ewentualnie pociągnąć jakiś czas. Nie wiem, jaka jest Twoja sytuacja mieszkaniowa, lecz jeśli masz mamę marudę, to to już jest kompletna klapa. Cytat: W najgorszym przypadku skonczy się rozstaniem,a za miesiac bedzie blagal,zebys wrocila. stało się, skruszony chciałby wrócić... że może jego argumenty wcale nie były trafne... zależy mu żebyśmy spróbowali ponownie... zorientował się że jego życie stało się beze mnie puste... jest pewien że nie spotka już kogoś takiego jak ja... ... A Ty co na to? Przeczytałem pierwszy post i nie podobało mi się to jak argumentował wasze rozstanie. Nie wiem jak inni, ale ja sceptycznie podchodzę do takich deklaracji jakie Ty usłyszałaś od niego teraz niedawno. Bo to może być słomiany zapał, jak się często zdarza. Nie skreślam go od razu, że tak być musi ale wycierpiałaś się dość i powinnaś wszystko dobrze przemyśleć, być na 200% pewna że go chcesz, jeśli oczywiście tak jest. nic mu nie powiedziałam, poza tym że w słowa już mu nie uwierzę. nie powiedziałam ani tak ani nie. jest mi dobrze teraz, nie otworzyła się we mnie żadna rana, nie zagrały emocje, nie ucieszyłam się, bardziej byłam zaskoczona tym co usłyszałam. to rozstanie dobrze mi zrobiło, pokazało wiele możliwości, pokazało mi że mam siłę. Czyli zostawisz go w kropce? Skoro po rozstaniu czujesz się dobrze, to rozumiem że wracać nie chcesz. Mogę się mylić, bo już późnagodzina i w ogóle, więc jak coś to mnie naprostuj;] tak zostawiam go w kropce, bo o ile można się rozstać "pstrykając palcami" to powrót zdaje się trudniejszy i dłuższy. jest mi dobrze, ale to nie znaczy że nie chcę być w związku z nikim. sytuacja z całą pewnością wymaga czasu, żeby podjąć z nim jakiś dialog muszę poczuć że on faktycznie przemyślał pewne kwestie, ponieważ powód dla którego się rozstaliśmy nie zniknął. Kurcze, żeby wszystkie dziewczyny miały Twoje podejście... Ile ja takich spotkałem co najpierw się rozstają z wielkim hukiem, a potem od razu jak koleś pada na kolana to one go z otwartymi ramionami (a często nie tylko) witają. I najlepsze jest to, że one wcale nie sprawiały wrażenia głupich, czy pustych. Fajne z nich panny były, tylko że mało konsekwentne raczej i miękkie.
|
Tematy
|