ďťż

Miłość, bliskość i maska

BWmedia
Miłość, bliskość i maska
  Witajcie,

zarejestrowałam się niedawno, ale znam wasze forum od dawna, mialam tu nawet swoj nick, ale go nie pamietam juz. zalogowalam sie od nowa. Pomyslalam sobie, ze to jest dobre miejsce by dowiedziec sie co mnie gryzie i kto.

Jestem po rozwodzie, po toksycznym związku, po którym mam szczery wstręt do wiązania się z ludźmi na zasadzie mąż i żona, albo podobne zabawy w dom. Wejrzałam w siebie i ustaliłam, że to czego mi potrzeba to przyjaciel i milość ale dobrowolna, na odległość, gdzie każdy jest sobą, dostaje szacunek, wsparcie i miłość, oraz maksymalna wolność. Nie sadziłam, że znajdę partnera na to gotowego, a tym bardziej, że go pokocham. Ale wcześniej zyłam w klatce i postanowiłam nigdy do niej nie wracać. Tym bardziej, ze wiem, ze mam sklonnosci do toksycznych zwiazków i wrazenie, ze sama tą toksyczność kreuję, bo jestem spokojna, wole sie wycofac, niz walczyc o swoje.

Partner się znalazl. Chemia zadzialala, czuje sie przy nim szczesliwa. Tez z przeszloscia, tez rozwiedziony, tez uciekl z klatki. Cichy, spokojny, zawsze zadowolony, nigdy na nic nie narzeka, nigdy niczego ode mnie nie wymaga. W łóżku w skali 1-10 daje 15. Coś niesamowitego, bije wszystko czego do tej pory doświadczyłam, czekam na każdy moment, kiedy mogę mu zrobic dobrze, albo on mnie. Lubimy razem spędzać czas, bywa u mnie, kiedy tylko może. Z grubsza historia jego zycia wyglada tak, ze mial bardzo wiele kobiet, ale żadna go nie kochała, z żoną na czele, ze tego co ja odczuwam. Sadze, ze seksem i kobietami wypelnial sobie pustkę i brak akceptacji dla samego siebie. Do tego dochodzi jeszcze drobna niesprawnosc, powstały podczas porodu niedowład prawej ręki z ograniczeniem zakresu ruchow, ale trzeba mocno patrzec, zeby sie domyslic, ze cos jest nie tak. Stad sadze, ze jego przeszlosc to ciągle udowadnianie sobie ile jest wart. Ponieważ najbardziej na świecie boi się odrzucenia, nauczył sie żyć pasywnie, uciekając zanim ktoś nie odrzuci jego.

Ja go widziałam inaczej. Zobaczylam człowieka, ktory walczy mimo wszystko, ktory kocha nad zycie swoje dzieci, odnosi sie do ludzi z szacunkiem, a do losu z akceptacja. Który nie kłamie, nie krzywdzi, ma w sobie ciepło i siłe niedźwiedzia. Widziałam jak próbował mi zaimponować rzeczami, które nie maja dla mnie znaczenia. Nie zauważył, że to jego dusza mnie zachwyca, a nie jego wielki lśniący motocykl.

Po jakimś czasie przyszła miłość. Mówiłam mu odejdź, bo zaraz zacznę cię kochać i jeśli ty mnie nie kochasz, złamiesz mi serce. Został. Ale wciąż częstował mnie gadką, którą wspólnie nazywaliśmy "the shield shit", bo brała sie ze skorupy, która stworzył w sobie bardzo wczesnym okresie życia, a której sens istnienia brzmi: "nie ufam, bo prędzej czy pozniej wszyscy mnie opuszcza, niezależnie od tego, co zrobię". Kochałam go bardzo juz wtedy, osobę którą jest. Dobrego i wrażliwego człowieka. Znalam jego slabosci i zalety i akceptowalam je wszystkie. Bolała mnie ta skorupa, wiec powiedzialam, ze odchodze, bo nie moze tak byc, ze ja się otwieram i trafiam na cios ze strony czegoś czemu nie jestem winna. To byly najczarniejsze dwa tygodnie odkad pamietam. Zrozumiałam wtedy jak bardzo go kocham i ze czuje cos takiego pierwszy raz w zyciu. Przyjechal. Juz w drzwiach widziałam jaki jest inny. Już w drzwiach, kiedy stał i patrzyl czułam, ze wpuścił mnie do środka, pod tę swoja skorupę. Byłam bardzo szczęśliwa.

Potem było pięknie, ale coraz czesciej docierało do mnie, ze skorupa skorupą, ale pod nia jest zranione zwierze, ktore tylko czeka na cios. Które nie potrafi zdobyć sie na nadzieję i optymizm, bo "wie", ze wszystko zawsze konczy sie zle.

Ja chce kochać go tak jakby nie bylo jutra, z nadzieja i optymizmem wierzac, ze bede mogla na niego patrzec juz zawsze. I wcale nie oczekuje ze bedzie ze mna zawsze, bo zycie sie roznie uklada, ale chce to tak czuc tu i teraz. bliskosc, zaufanie i milosc. A czuje jego lęk, ktory byc moze nigdy nie przeminie.

Nie chcę zabawy w dom, ale chcę więzi i nadziei. Poprosiłam go wczoraj znów, by odszedł, jeżeli uważa, ze nie pokona strachu przed bliskością. Sądzę, że nie zdobędzie się na to by odejść mimo wszystko, bo on uważa że mnie kocha. I teraz myślę, ze chyba musze sama odejsc, co mi zlamie serce. Ale lepszy zaden zwiazek niz udawany, z cudza maska zamiast duszy. Bo jego dusza nie potrafi przelamac lęków.

Powiedzcie mi jak to wygląda? Czy ja trafiłam na idealnego faceta a mnie jest ciągle mało :(. Czy rzeczywiscie cos jest nie tak, skoro ja to tak czuje i że on jest po prostu zimny i pusty w sercu, choc nauczyl sie okazywac cieplo na uzytek bycia akceptowanym?

A może to ja kocham za bardzo i stad ta dysproporcja? Albo sama chcę uciec zanim on nie zrani i wymyslam problemy?


Albo nie zrozumiałam o czym mówisz, albo wymyślasz problemy na siłę. Odniosłam wrażenie, że to, czego najbardziej Wam brakuje to Twoja wyrozumiałość. Jeśli on został skrzywdzony, to nic dziwnego, że może się bać powtórki cierpienia, tutaj jest Twoja rola: uspokój go i zapewnij, że Ci na nim zależy. Wytłumacz, czego byś od niego oczekiwała i starajcie się oboje.
Po co psuć coś, co układało się i zapowiadało nieźle?
Myslę, że nie wymyslasz. Bardzo prawdopodobne, że w końcu nie wytrzyma cisnienia, i ucieknie. Jedyne, co moge doradzić, to , bys była sobą, i była z nim szczera. Co ma byc, i tak bedzie. Nie ma sensu go prowokowac do czegokolwiek. Lepiej niech czuje Twoja miłosc i zainteresowanie.
a no wlasnie wlasnie. czuje sie troche tak jakbym wymyslala problemy na siłe. ale z drugiej strony czuje wielki lęk, ze znowu angazuje sie w zły zwiazek. Boję się że ta ciągła akceptacja i wyrozumiałość wobec niego znów zaprowadzi w ślepą uliczkę.

bo mowie mu o moich lekach i oczekiwaniach, ale on mi nie
on udaje, ze niczego mu nie potrzeba, nic nie chce. brakuje mi feedbacku z jego strony, wzajemnosci w intymnosci.

po prostu chcialabym, zeby ktos na ta historie spojrzal spoza burzy moich uczuc jaka do niego mam. ona tez mnie przeraza.


Po pierwsze sama musisz sobie odpowiedzieć na dwa pytania:
1) Czego oczekujesz od tego związku.
2) Czego oczekujesz od partnera.
Dopiero kiedy sobie to dokładnie określisz, będziesz wiedziała na czym stoisz i czy Twoje oczekiwania są realne i osiągalne.
Z Twojego opisu wynika, że to raczej Ty masz tutaj problem. Sama się obawiasz odrzucenia i akceptacji, więc próbujesz po części zrzucić winę za to na partnera. Oboje jesteście po przejściach więc macie opory w temacie związków. Jednak to nie może być przeszkodą w tworzeniu normalnych relacji pomiędzy Wami. Przestań się zasłaniać jakąś hipotetyczną obawą przed odrzuceniem i pokaż facetowi, że może być znów obdarzony uczuciem i sam może to uczucie ofiarować. Inaczej całe życie będziesz oglądała się wstecz i porównywała wszystko do swojego nieudanego związku. W końcu zgorzkniejesz i naprawdę będzie już za późno na cokolwiek, oprócz opłakiwania swojego złego losu.
mam wszystko poza jego pelnym zaufaniem. ale wychodzi na to, ze sama mu nie ufam. Zaraz sobie zrobie wlasnorecznie lobotomie szpikulcem do lodu, tak jestem popieprzona.
Nie przesadzaj. Po prostu z pewnym bagażem zyciowym zawsze jst trudno, i tyle.
Cytat:

Jestem po rozwodzie, po toksycznym związku, po którym mam szczery wstręt do wiązania się z ludźmi na zasadzie mąż i żona, albo podobne zabawy w dom. Wejrzałam w siebie i ustaliłam, że to czego mi potrzeba to przyjaciel i milość ale dobrowolna, na odległość, gdzie każdy jest sobą, dostaje szacunek, wsparcie i miłość, oraz maksymalna wolność.
Uwierz, że miłość na odległość nie gwarantuje poczucia wolności. Można czuć się wolnym idąc ręka w rękę i trwając stale przy czyimś boku.
Kiedyś myślałam podobnie: odległość da mi wolność. To była pomyłka. To było także tchórzostwo. Utknęłam w toksycznym związku. Psychicznie nie byłam wolna.

Jeśli widzisz, że partner zakłada maskę, to chociaż Ty nie bierz udziału w grze w udawanie.
Cytat:
Kiedyś myślałam podobnie: odległość da mi wolność. To była pomyłka. To było także tchórzostwo. Utknęłam w toksycznym związku. Psychicznie nie byłam wolna.

Jak to się stało? to mnie też nurtuje, czy ja sie nie uzależniam psychicznie
Czytam Twój post już któryś raz z kolei i się dziwię. Czemu? Temu, że napisałaś po trosze o mnie. Jestem jednocześnie po części taka jak Ty i twój partner, z tym wyjątkiem, że nigdy nie byłam zamężna. ;)

Rozumiem tę pustkę i to osamotnienie, ten żal i te emocje, a także ten strach przed nowym związkiem. A najbardziej rozumiem chęć roztrzaskania tej maski, która dokucza tak bardzo. I powiem Ci, że oddanie się w pełni drugiemu człowiekowi jest w takiej sytuacji zupełnie niemożliwe, a już na pewno nie jest możliwe dokonanie tego od razu, np. pod groźbą odejścia. Zbyt wiele się wydarzyło i nawet jeśli działo się to dawno, to i tak pamięć o tym tkwi gdzieś głęboko i nie pozwala do końca być z sobą. A może nawet nigdy nie pozwoli, kto wie...

Jedyne co możesz zrobić w tej sytuacji, to czekać. Jeśli będziesz ponaglać, żądać czegoś, za wszelką cenę skracać dystans, to bardzo możliwe, że naprawdę stracisz tą bliską Ci osobę. Nie naciskaj, nie przypieraj do muru, nie chciej czegoś, czego on nie może Ci w tej chwili dać.

Przede wszystkim przestań się zadręczać i czerp radość z tego, że dane Wam było się spotkać, że mogliście przeżyć ze sobą tyle szczęśliwych chwil. Bądźcie ze sobą na tyle blisko, na ile umiecie, nie zmuszajcie się do niczego. Ani Ty jego, ani on Ciebie. A wtedy każdy kolejny dzień być może będzie coraz bardziej was ku sobie zbliżał. I pewnego dnia okaże się, że nie ma już nic, co Was dzieli, a to co dzieliło kiedyś stało się tylko zakurzonym wspomnieniem. Wtedy maski same skruszeją i zmienią się w pył.

Tak może się zdarzyć, lecz wcale nie musi. Dlatego nie pozostaje nic innego, niż czekanie, trwanie obok siebie i budowanie krok po kroku wzajemnego zaufania, które jest niezbędne by zniwelować pustą przestrzeń, która Was na razie jeszcze dzieli.

To tyle...
Cytat:
Jak to się stało? to mnie też nurtuje, czy ja sie nie uzależniam psychicznie Mimo że był daleko, kontrolował mnie. Gdy czułam brak miłości z jego strony i próbowałam znajomość zakończyć, zatrzymywał, nie dlatego, że kochał, lecz dlatego, że chciał mnie mieć (jako dodatek do życia, maskotkę). Jego broń to był szantaż emocjonalny, wywoływanie poczucia winy, a ja nie miałam dokąd pójść, bo miałam tylko jego.

Miłość na pewno uzależnia psychicznie w jakiś sposób, ale ja obawiam się tylko takiej, która jest albo nieodwzajemniona, albo wynika jedynie z chęci posiadania.

Jeśli czujesz, że kochasz i jesteś kochana, nie powinnaś mieć chyba obaw. Dając jemu do zrozumienia, że nie chcesz bawić się w dom, wolisz pozostawać w odległości, dajesz mu chyba równocześnie sygnały o braku ufności. Przypuszczam, że może dlatego on się do końca nie odsłania.
Zdaję sobie sprawę, że to tylko hipotezy, ale może warto się nad tym zastanowić ?
tego sie trzymam wlasnie, ale czasem trace nadzieje.

i jest jeszcze cos, dzieki tej rozmowie z wami widze jaka bylam glupia i naiwna. Jaka zadufana. wczoraj mu powiedzialam, ze on mi nie ufa, ze przez to ten zwiazek moze sie nie udac itd. A to ja mu nie ufam, to ja mysle ze mnie opusci, to ja mam zlamana dusze i to ja pchalam sie wczesniej w toksyczne malzenstwo, bo moj ex byl typem, ktory nigdy nie opusci. tak tak. wyjechalam tysiace km od niego, zeby nie mogl mnie dosiegnac.

wlasnie o tym porozmawialam z Nim na skypie. ze jest mi przykro za to co mu powiedzialam, ale jest drobna korzysc mianowicie dowiedzialam sie co we mnie tkwi.

tak wiec mamy dwie zranione sarenki i jedna milosc, o ktora chce mi sie walczyc jak nigdy w zyciu. a on na wszystko odpowiada usmiechem i przytuleniem. i mowi ze ja to ja, a on mnie kocha ze wszystkimi moimi strachami.
Życzę więc, by zranione sarenki przytuliły się czym prędzej do siebie i nawzajem ogrzewały :)
Cytat:
Mimo że był daleko, kontrolował mnie. Gdy czułam brak miłości z jego strony i próbowałam znajomość zakończyć, zatrzymywał, nie dlatego, że kochał, lecz dlatego, że chciał mnie mieć (jako dodatek do życia, maskotkę). Jego broń to był szantaż emocjonalny, wywoływanie poczucia winy, a ja nie miałam dokąd pójść, bo miałam tylko jego.

to akurat wyczuwam doskonale, ten typ, dlatego temu jednemu pozwolilam sie zblizyc. nie ma za grosz osobowosci kontrolera, nigdy nawet slowem nie zasial podejrzen, a jestem bardzo wyczulona . Moze stad tez te moje watpliwosci? moze podswiadomie utożsamiam milosc z taka patologia i kiedy on niczego nie chce, mowi, zebym najpierw sama byla szczesliwa, wtedy on bedzie, wydaje mi sie ze mnie nie kocha?
No widzisz, to nie ten typ człowieka. Jestem przekonana, że jeśli będzie przy Tobie, nie będzie ograniczał Twojej wolności. Są tacy mężczyźni, nie tylko kontrolerzy.
Z doświadczenia wiem, całkiem aktualnego :)
Powered by wordpress | Theme: simpletex | © BWmedia