ďťż
BWmedia
Nietypowy problem z kobiecym orgazmem
Z góry informuję szanowne grono moderatorskie, że użyłam wyszukiwarki i poczytałam sobie o trudnościach z orgazmem u kobiet, ale nie napotkałam odpowiedzi, co począć z takim przypadkiem jak ja. Mam problem z osiągnięciem orgazmu. Już nawet nie mam ambicji, żeby mieć go w trakcie stosunku, ale żeby w ogóle. Co czyni mnie nieco nietypowym przypadkiem - orgazmy w życiu miewałam. Wcześnie zaczęłam się masturbować, w niewyszukany sposób, więc odpada problem uwarunkowań masturbacyjnych. Z pierwszym partnerem, 12 lat temu, udawało mi się mieć orgazm w sumie kiedy chciałam. W trakcie stosunku, w różnych pozycjach, przy pieszczotach oralnych, przy pieszczotach dłonią. Patrząc z perspektywy czasu wydaje mi się to nieco dziwne, bo obydwoje nie byliśmy jakoś specjalnie sprawni technicznie - ja też byłam jego pierwszą - ani też nie chodziło o to, że jakoś specjalnie na mnie działał, bo potem zdarzało mi się spotkać takich, co działali bardziej. Parę lat minęło, miałam przez ten czas kilku partnerów - i nie wiedzieć czemu, im starsza jestem, tym mi trudniej. Jakoś wszystkie sposoby po kolei, sukcesywnie przestały na mnie działać. Teraz z ostatnim partnerem dochodzę tylko na trzy sposoby: ocierając się o jego udo; gdy on penetruje mnie palcami a ja w tym czasie masuję sobie łechtaczkę; albo gdy leżę na nim płasko, z jego penisem w środku i poruszam się stymulując łechtaczkę o jego kość łonową. Wszystkie trzy sposoby w zasadzie minimalizują udział partnera, bo w zasadzie obsługuję się sama, tyle że przy użyciu jego ciała. Zbliżam się do 30-tki - ponoć najlepszy wiek dla kobiety. Faktycznie odczuwam przesilenie hormonalne, bo libido mi wzrosło. Dramatycznie. Chce mi się i mogę dużo i wszystko. Mam idealnego mężczyznę, ze sporym doświadczeniem, starającego się ale zupełnie nie wywierającego presji, którego strasznie kocham i który podnieca mnie do obłędu, jak nikt wcześniej. Niestety z różnych przyczyn jest to na razie związek na odległość, co nieco ogranicza ewentualne ..treningi. I nie mam pojęcia, gdzie leży przyczyna tego, że coraz trudniej mi dojść, choć przecież mam pełne predyspozycje by było coraz łatwiej. Seks sprawia mi satysfakcję i bardzo zaspokaja psychicznie, ale fizycznego rozładowania potrzebuję czasem też, i to bardzo, bo bez tego bywam płaczliwa i rozdrażniona. Ale kiedy próbuję się zaspokoić sama, też "szału nie ma". Podniecam się strasznie łatwo, nie mam żadnych zahamowań a swojego aktualnego mężczyznę wręcz ubóstwiam, więc to raczej nie kwestia jakiejś blokady psychicznej.. Potrzebuję seksu do normalnego funkcjonowania, kiedy nie widzimy się za długo z moim ukochanym, chodzę po ścianach i wpadam w ciężką chandrę "z niedorżnięcia". Fakt, że fizycznie potrzebuję tego rozładowania, a tak trudno mi je osiągnąć, frustruje mnie tak, że mam ochotę rzucić partnera, zacząć brać prozac żeby sobie zagłuszyć libido, oraz oddać się działalności charytatywnej w Afryce. Były grane rozmaite rodzaje stymulacji, wibrator, kulki gejszy, partner jest skłonny poświęcić mi dowolną ilość czasu.. A mnie nadal jest trudno. I nie rozumiem dlaczego, skoro kiedyś było łatwiej. I boję się, co w takim razie będzie dalej. Czy ktoś ma jakikolwiek pomysł jak mogłabym sobie pomóc, co tu może być nie tak? Ja może z punktu widzenia ogólnego, potem na pewno dołączą koleżanki... może problemem jest to że się za bardzo spinasz w oczekiwaniu na orgazm? Czasem tak bywa, że jak się chce "za bardzo" to efekt jest odwrotny do zamierzonego. Może staraj się cieszyć bliskością i samą przyjemnością a nie czekać na trzęsienie ziemi... to czasem pomaga. BTW - szukałaś u siebie punktu G? Może on pomógłby Ci się odrodzić - dziewczyny tu opisywały niesamowite doznania... można spróbować solo lub z partnerem. hm, rzeczywiście, syndrom niedopchnięcia często rodzi wielkie frustracje, ale tak jak pisze iceberg, może trochę za dużo ambicji, po prostu warto ponieść się emocjom bez myśli "gdzie ten orgazm, no gdzie on do cholery", wiem, można pisać, że orgazm nie jest najważniejszy itp, no bo nie jest, ale jeśli się go wcześniej miało, to wiadomo, co się traci. myślę, że warto spróbować czegoś nowego, nowych pozycji, może innego zaaranżowania sytuacji, żeby był równie wysoki element podniecenia jak zaskoczenia i czasem warto dać sobie kilka dni na "wstrzymanie", niech ciało samo się domaga, zająć myśli czymś innym. myślę, że dużo w osiągnięciu orgazmu pomaga też ogólna sprawność fizyczna, wyćwiczenie mięśni Kegla, no i czasem odstawienie różnych używek, ale nie wiem, jak jest w Twoim przypadku. Czy dochodzisz poprzez pieszczoty łechtaczki, czy ważniejszy jest dla Ciebie orgazm pochwowy? W moim przypadku orgazm łechtaczkowy mam zawsze, ale to kwestia umiejętności partnera i to, że tu akurat dobrze znam swoje ciało, ale jeśli chodzi o pochwowy, to sprawa już nie jest taka oczywista, bo raz mam, raz nie, ale nie podchodzę do tego na ciśnieniu i nie przywiązuję do tego ogromnej wagi. Często zmiana czegoś w łóżku, nowa pozycja, gra wstępna, w odpowiednim momencie dodatkowy gadżet, albo po prostu zachowanie partnera powoduje, że dochodzę bardzo szybko, a czasem jest tak, że jest super, kochamy się, jestem podniecona, jestem blisko, ale nie dochodzę. Myślę, że warto wprowadzić coś nowego, lub po prostu się wyluzować. w ostateczności, warto zwrócić się po poradę do seksuologa. Problem w tym, że to raczej nie kwestia "płodozmianu". Obydwoje lubimy "wszystko". Pomijając scat i hard BDSM ;) Więc sobie radośnie i z entuzjazmem eksperymentujemy ze wszystkim, i pozycje, i techniki, i sytuacje i co tylko nam przychodzi do głowy. W dodatku jesteśmy tak dopasowani w upodobaniach i ogólnie dobrani, że jest pięknie niezależnie od tego, co robimy, zawsze mam ogromną satysfakcję psychiczną. Ale to nie do końca mi wystarcza.. "W trakcie" nie myślę o tym że chcę mieć orgazm, bo się zapamiętuję i wyłącza mi się mózg zupełnie. "Na wstrzymanie" - widzimy się co jakiś czas, bo jak pisałam to relacja na odległość na razie. Więc efekt "odstawienia" wynika niejako sam z siebie. O ćwiczeniach Kegla myślałam, próbowałam nawet ale organizm mi nie współpracuje. Po prostu - nie umiem. W każdym opisie ćwiczeń stoi "zaciśnij mięśnie". Łatwo powiedzieć, tyle - że jak mam zacisnąć? Próbowałam oczywiście na własnych palcach, w różnych pozycjach - zero kontroli. Nie ścisnę. Niektórzy zalecają ćwiczenia ze wstrzymywaniem przy oddawaniu moczu, czytałam jednak że może to być szkodliwe, więc odpuściłam. Kulki gejszy w ogóle mi nie robią, bo ciasna jestem, więc nie muszę wysilać ani jednego mięśnia, żeby je w sobie utrzymać. Orgazm pochwowy to dla mnie totalna abstrakcja, chociaż na brak czucia nie narzekam. Mam "mieszany" czyli przez pocieranie łechtaczki i jednoczesne stymulowanie wejścia pochwy i/lub odbytu. Ogólnie wiem że jestem niewdzięcznym potworem, bo powinnam się cieszyć, że w ogóle miewam, ale mnie bardziej martwi, że im dalej w las, tym bardziej maleje ilość sposobów w jakie mogę orgazm wywołać.. Zazwyczaj jest przecież odwrotnie a ja tu się ewolucyjnie cofam i mając znacznie lepsze warunki niż kiedykolwiek wcześniej, odczuwam mniejszą satysfakcję fizyczną niż kilka lat wcześniej - jednocześnie mając znacznie większe potrzeby.
|
Tematy
|